środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 59

Okazało się, że kadra USA przyjeżdża tydzień wcześniej do Polski, by dłużej potrenować na tutejszych halach. A co się z tym wiąże, Carson nie musiał wracać do Stanów, tylko mógł dołączyć do nich w Polsce. Oczywiście Carson co drugi dzień chodził na siłownię by nie stracić formy, także tego czasu za dużo nie mieliśmy, ale każda chwila spędzona razem w czwórkę się liczy. Maluchy nie odstępują tatusia nawet na krok. Czas wolny minął nam bardzo szybko. Wakacje, a z czym idzie piękna pogoda się skończyły. Rozpoczęły się mistrzostwa i wielkie święto w naszym kraju. Siatkarze USA pierwszą fazę grupową rozgrywali w Krakowie, więc nie było to daleko. Ja jednak jako fanka pojechałam razem z Mateuszem i całą naszą ekipą na Narodowy oglądać Polaków. To było coś niesamowitego. Ponad 60 tysięcy ludzi kibicujących naszym Orłom poprowadzili ich do zwycięstwa. Takiej fety się nie spodziewałam. Nie można tego opisać słowami. Następnego dnia swój pierwszy  mecz rozgrywali Amerykanie, więc wróciłam do domu, a następnie do Krakowa. Byłam z Matim i całą rodziną Carsona, którzy przyjechali na czas mistrzostw, więc maluchy pojechały z nami. Wiem jak długo Carson czekał na tę imprezę i jak te mistrzostwa są dla niego ważne, więc chciałam przeżywać to razem z nim. Grali akurat z Włochami, którzy niestety pokazali kto jest górą i w trzech setach pokonali Amerykanów. Byłam załamana, bo chyba każdy chce dobrze zacząć te mistrzostwa. Po meczu Carson do nas podszedł i przywitał się z rodzicami:
- No brachu, to się popisaliście – powiedział Sutton
- Nic mi lepiej nie mów – odpowiedział Cars
- Jutro będzie lepiej – pocieszyłam męża
- Przyjdziecie później do hotelu ? Pogadamy trochę ?
- Okey.
Carson wziął na chwilę dzieci i pokulał z nimi piłką, ale potem szybko poszedł do szatni i udał się do hotelu. 

Dzieci zasnęły w drodze do hotelu, więc nie chciałam ich męczyć i wróciłam z nimi do Rzeszowa, a reszta wróci z Mateuszem. Późnym wieczorem zadzwoniłam do Carsona i na spokojnie sobie pogadaliśmy.
Następnego dnia znowu był mecz, tym razem z Bułgarami, więc wszyscy ubraliśmy barwy narodowe, ja włożyłam koszulkę Carsona, pomalowałam paznokcie we wzór flagi USA i pojechaliśmy na kolejny mecz, tym razem dzieci zostały z nianią. To był naprawdę zacięty mecz. Obie drużyny miały chwile genialnej gry, a za kilka akcji popełniały banalne błędy. Jest tie-break, stan 13:13. Obie ekipy grają punkt za punkt. Prowadzimy 14:13. Wybraniamy atak Bułgarów, Carson dostaje piłkę, wyskakuje, kończy atak, wielka radość na sali, a on upada i zwija się z bólu. Przerażenie w moich oczach było okropne, widok cierpiącego męża, trzymającego się za kostkę mroził krew w moich żyłach. Fizjoterapeuci szybko do niego podbiegli i razem z zawodnikami przenieśli go na bok. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Czy to coś poważnego, wyglądało okropnie. Czy to koniec mistrzostw dla niego ? A może koniec kariery ?
 ***********************************************************************
Trochę krótki, ale takie też muszą być. Spieszyłam się, więc wybaczcie ;)
Czekam na komentarze !!
Pozdrawiam ;**


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz