Okazało się, że
kadra USA przyjeżdża tydzień wcześniej do Polski, by dłużej potrenować na
tutejszych halach. A co się z tym wiąże, Carson nie musiał wracać do Stanów,
tylko mógł dołączyć do nich w Polsce. Oczywiście Carson co drugi dzień chodził
na siłownię by nie stracić formy, także tego czasu za dużo nie mieliśmy, ale
każda chwila spędzona razem w czwórkę się liczy. Maluchy nie odstępują tatusia
nawet na krok. Czas wolny minął nam bardzo szybko. Wakacje, a z czym idzie
piękna pogoda się skończyły. Rozpoczęły się mistrzostwa i wielkie święto w
naszym kraju. Siatkarze USA pierwszą fazę grupową rozgrywali w Krakowie, więc
nie było to daleko. Ja jednak jako fanka pojechałam razem z Mateuszem i całą
naszą ekipą na Narodowy oglądać Polaków. To było coś niesamowitego. Ponad 60
tysięcy ludzi kibicujących naszym Orłom poprowadzili ich do zwycięstwa. Takiej
fety się nie spodziewałam. Nie można tego opisać słowami. Następnego dnia swój
pierwszy mecz rozgrywali Amerykanie,
więc wróciłam do domu, a następnie do Krakowa. Byłam z Matim i całą rodziną
Carsona, którzy przyjechali na czas mistrzostw, więc maluchy pojechały z nami.
Wiem jak długo Carson czekał na tę imprezę i jak te mistrzostwa są dla niego
ważne, więc chciałam przeżywać to razem z nim. Grali akurat z Włochami, którzy
niestety pokazali kto jest górą i w trzech setach pokonali Amerykanów. Byłam
załamana, bo chyba każdy chce dobrze zacząć te mistrzostwa. Po meczu Carson do
nas podszedł i przywitał się z rodzicami:
- No brachu, to się
popisaliście – powiedział Sutton
- Nic mi lepiej nie
mów – odpowiedział Cars
- Jutro będzie
lepiej – pocieszyłam męża
- Przyjdziecie
później do hotelu ? Pogadamy trochę ?
- Okey.
Carson wziął na
chwilę dzieci i pokulał z nimi piłką, ale potem szybko poszedł do szatni i udał
się do hotelu.
Dzieci zasnęły w drodze do hotelu, więc nie chciałam ich męczyć
i wróciłam z nimi do Rzeszowa, a reszta wróci z Mateuszem. Późnym wieczorem zadzwoniłam
do Carsona i na spokojnie sobie pogadaliśmy.
Następnego dnia
znowu był mecz, tym razem z Bułgarami, więc wszyscy ubraliśmy barwy narodowe,
ja włożyłam koszulkę Carsona, pomalowałam paznokcie we wzór flagi USA i
pojechaliśmy na kolejny mecz, tym razem dzieci zostały z nianią. To był
naprawdę zacięty mecz. Obie drużyny miały chwile genialnej gry, a za kilka
akcji popełniały banalne błędy. Jest tie-break, stan 13:13. Obie ekipy grają
punkt za punkt. Prowadzimy 14:13. Wybraniamy atak Bułgarów, Carson dostaje
piłkę, wyskakuje, kończy atak, wielka radość na sali, a on upada i zwija się z
bólu. Przerażenie w moich oczach było okropne, widok cierpiącego męża,
trzymającego się za kostkę mroził krew w moich żyłach. Fizjoterapeuci szybko do
niego podbiegli i razem z zawodnikami przenieśli go na bok. W mojej głowie
kłębiło się mnóstwo myśli. Czy to coś poważnego, wyglądało okropnie. Czy to
koniec mistrzostw dla niego ? A może koniec kariery ?
***********************************************************************
Trochę krótki, ale takie też muszą być. Spieszyłam się, więc wybaczcie ;)
Czekam na komentarze !!
Pozdrawiam ;**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz