Ku mojemu zaskoczeniu Maluchy pozwoliły mi trochę dłużej pospać i chyba pierwszy raz od miesiąca porządnie się wyspałam. Dzisiaj jest ostatni dzień, kiedy są u nas moi teściowie, więc mama zajęła się dziećmi, a ja wzięłam szybki prysznic, założyłam dres i poszłam po zakupy. W drodze powrotnej zadzwoniła moja szefowa z redakcji, która poinformowała mnie o pilnym spotkaniu dzisiaj o 12. Nie miałam wiele czasu, więc zjadłam śniadanie, przebrałam się i pojechałam samochodem do redakcji.
Okazało się, że nie jest tak kolorowo. Prezes poinformował mnie, że albo zostaję i pracuję normalnie, czyli przeprowadzam wywiady, chodzę do pracy itp., albo wylatuję. Nie mają tyle pieniędzy by płacić mi za pisanie samych artykułów, jeszcze nieregularnie. Przyznam, że bardzo przygnębiła mnie ta informacja. Miałam czas do końca tygodnia na decyzję, ale w głębi siebie wiedziałam, że będę bezrobotna, bo kto miałby się zająć dziećmi ? Wróciłam do domu, zrobiłam obiad i wszyscy usiedliśmy do stołu. Rodzice Carsa poszli z Liamem i Leną na spacer, a ja zostałam z Suttonem.
- Coś się stało ? - zapytał ?
- Nie, dlaczego pytasz ?
- Nie udawaj, przecież widzę. Rano byłaś jak skowronek, a teraz ?
- Kłopoty w pracy, ale nie gadajmy o tym.
- Jedziecie dzisiaj na mecz ?
- Raczej tak, bo jutro nie grają meczu, więc jest chwila aby spędzić razem czas. A o której macie samolot ?
- O 16.
- No to zapakujecie dzisiaj walizki i pojedziemy na lotnisko prosto z hotelu. Mam z Wami tak dobrze, jak ja sobie poradzę...
- Hahaha, bo ja ci tyle pomagam. Dasz radę.
- Wiesz sama obecność ludzi, z którymi możesz pogadać jest wsparciem.
Po godzince rodzice wrócili ze spaceru i zaczęli się pakować. Maluchy spały, więc ja poszłam szykować się na mecz. Ostatnio kupiłam na wyprzedaży szpilki, które wezmę na mecz. Zwykle nie chodzę w takich butach na mecze, ale te są wyjątkowe. Ubrałam do tego koszulkę męża i pojechaliśmy na mecz.
- Kochanie, w którym pokoju jesteś ?
- 144, czekam.
W oddali usłyszałam śmiechy, więc wiedziałam, że to już oni. Carson przyszedł z Mattem, który chciał się przywitać i pochwalić zdjęciem USG jego synka.
- Pokazuje to każdemu - skomentował Carson
- A co się dziwisz, szczęśliwy przecież jest.
- Dobra zakochańce, to ja już lecę i Wam nie przeszkadzam.
- Nareszcie.
- Oj kochanie.
Przytuliłam się mocno do Carsona i sprzedałam mu soczystego buziaka.
- A nasze Maluszki...
- Nie budź ich. Jutro się z nimi pobawisz.
- Co robiłaś dzisiaj.
- No właśnie, byłam w redakcji i jestem bezrobotna.
- To znaczy ?
- Zwolnią mnie.
- Ale dlaczego ?
- Nowy prezes nie zgadza się na taki układ i musiałabym pracować normalnie, a przecież mamy małe dzieci.
- No ale finansowo przecież sobie poradzimy, więc w czym problem.
- Kocham tę pracę i kocham pisać. Nawet jak nie miałam czasu to lubiłam usiąść przy laptopie i zredagować jakiś tekst.
- Kochanie nie przejmuj się tym. Na pewno coś sobie znajdziesz.
- Dobra nie rozmawiajmy o tym. Jak noga ?
- Z dnia na dzień coraz lepiej.
- A zagrasz jeszcze ?
- Mam nadzieję, że tak, choć to nie tylko ode mnie zależy.
- Pójdziemy jutro na spacer ?
- Oczywiście. Jak dobrze, że przyjechałaś.Tak mi Ciebie brakuje.
- Już mi tak nie słodź, bo się rozkleję.
- Po mistrzostwach jedziemy na obowiązkowe wakacje.
- Jestem jak najbardziej za.
- To Teneryfy, 10 dni, Matt, Ala, Ty i ja. Pasuje ?
- A co z dziećmi ?
- Wszystko ustalone. Babcia się zgodziła.
- Jak ja Cię kocham.
Carson położył się z dziećmi, a ja poszłam się wykąpać. Gdy wróciłam, cała trójka spała. Był to naprawdę uroczy widok. Nie chciałam Carsona budzić, bo widziałam jaki był zmęczony, więc położyłam się obok niego i poszłam spać.
Okazało się, że nie jest tak kolorowo. Prezes poinformował mnie, że albo zostaję i pracuję normalnie, czyli przeprowadzam wywiady, chodzę do pracy itp., albo wylatuję. Nie mają tyle pieniędzy by płacić mi za pisanie samych artykułów, jeszcze nieregularnie. Przyznam, że bardzo przygnębiła mnie ta informacja. Miałam czas do końca tygodnia na decyzję, ale w głębi siebie wiedziałam, że będę bezrobotna, bo kto miałby się zająć dziećmi ? Wróciłam do domu, zrobiłam obiad i wszyscy usiedliśmy do stołu. Rodzice Carsa poszli z Liamem i Leną na spacer, a ja zostałam z Suttonem.
- Coś się stało ? - zapytał ?
- Nie, dlaczego pytasz ?
- Nie udawaj, przecież widzę. Rano byłaś jak skowronek, a teraz ?
- Kłopoty w pracy, ale nie gadajmy o tym.
- Jedziecie dzisiaj na mecz ?
- Raczej tak, bo jutro nie grają meczu, więc jest chwila aby spędzić razem czas. A o której macie samolot ?
- O 16.
- No to zapakujecie dzisiaj walizki i pojedziemy na lotnisko prosto z hotelu. Mam z Wami tak dobrze, jak ja sobie poradzę...
- Hahaha, bo ja ci tyle pomagam. Dasz radę.
- Wiesz sama obecność ludzi, z którymi możesz pogadać jest wsparciem.
Po godzince rodzice wrócili ze spaceru i zaczęli się pakować. Maluchy spały, więc ja poszłam szykować się na mecz. Ostatnio kupiłam na wyprzedaży szpilki, które wezmę na mecz. Zwykle nie chodzę w takich butach na mecze, ale te są wyjątkowe. Ubrałam do tego koszulkę męża i pojechaliśmy na mecz.
Mecz z Francuzami był bardzo zacięty, ale takiego wszyscy się spodziewali, jednak udało nam się wygrać 3:1. Po meczu Carson szybko podbiegł do nas. Ucałował dzieciaki i obiecał, że szybko wróci do hotelu. Po drodze do hotelu, dzieci zasnęły, a my wjechaliśmy do restauracji na kolację. Po posiłku dotarliśmy do hotelu. Położyłam Maluchy do łóżka, a sama włączyłam telewizor, gdzie grali Polacy, którzy w tych Mistrzostwach wygrywali mecz za meczem. Mecz skończył się 3:0, a Carsona jeszcze nie było. Zadzwoniłam do niego, jak długo jeszcze będzie się grzebał, ale odpowiedział, że za 10 minut będzie.
Po 15 minutach dzwoni telefon z pytaniem:- Kochanie, w którym pokoju jesteś ?
- 144, czekam.
W oddali usłyszałam śmiechy, więc wiedziałam, że to już oni. Carson przyszedł z Mattem, który chciał się przywitać i pochwalić zdjęciem USG jego synka.
- Pokazuje to każdemu - skomentował Carson
- A co się dziwisz, szczęśliwy przecież jest.
- Dobra zakochańce, to ja już lecę i Wam nie przeszkadzam.
- Nareszcie.
- Oj kochanie.
Przytuliłam się mocno do Carsona i sprzedałam mu soczystego buziaka.
- A nasze Maluszki...
- Nie budź ich. Jutro się z nimi pobawisz.
- Co robiłaś dzisiaj.
- No właśnie, byłam w redakcji i jestem bezrobotna.
- To znaczy ?
- Zwolnią mnie.
- Ale dlaczego ?
- Nowy prezes nie zgadza się na taki układ i musiałabym pracować normalnie, a przecież mamy małe dzieci.
- No ale finansowo przecież sobie poradzimy, więc w czym problem.
- Kocham tę pracę i kocham pisać. Nawet jak nie miałam czasu to lubiłam usiąść przy laptopie i zredagować jakiś tekst.
- Kochanie nie przejmuj się tym. Na pewno coś sobie znajdziesz.
- Dobra nie rozmawiajmy o tym. Jak noga ?
- Z dnia na dzień coraz lepiej.
- A zagrasz jeszcze ?
- Mam nadzieję, że tak, choć to nie tylko ode mnie zależy.
- Pójdziemy jutro na spacer ?
- Oczywiście. Jak dobrze, że przyjechałaś.Tak mi Ciebie brakuje.
- Już mi tak nie słodź, bo się rozkleję.
- Po mistrzostwach jedziemy na obowiązkowe wakacje.
- Jestem jak najbardziej za.
- To Teneryfy, 10 dni, Matt, Ala, Ty i ja. Pasuje ?
- A co z dziećmi ?
- Wszystko ustalone. Babcia się zgodziła.
- Jak ja Cię kocham.
Carson położył się z dziećmi, a ja poszłam się wykąpać. Gdy wróciłam, cała trójka spała. Był to naprawdę uroczy widok. Nie chciałam Carsona budzić, bo widziałam jaki był zmęczony, więc położyłam się obok niego i poszłam spać.
**************************************************************************************************
Kolejny rozdział ;) I jak ?
Czekam na komentarze, to bardzo motywuje !!!!
Pozdrawiam ;**
czytam i chce następny rozdział
OdpowiedzUsuńJa tez czytam i szybciutko poprosze nastepny ! <3 :P
OdpowiedzUsuń