sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 57

Po praktycznie całej nieprzespanej nocy wyglądałam jak trup. Okropnie byłam przygnębiona. Rano zadzwoniłam do mamy.
- Cześć mamuś.
- Cześć kochanie. Co u Maluchów?
- Dobrze, a jak Ty się czujesz ?
- Byłam na to przygotowana, ale boli bardziej niż myślałam.
- A kiedy pogrzeb ?
- Za 4 dni. Carson już będzie ?
- Miał przyjechać za 6, ale zadzwonię do niego i mam nadzieje, że przyleci.
- A ty jak przyjedziesz ?
- Uzgodniłam z Mateuszem, ze najpierw zawodzie Monikę i Wiki, a później przyjedzie po mnie.
- Trochę się najeździ, ale nie ma innego wyjścia.
- Przyjedziemy dopiero dzień wcześniej, bo muszę iść do lekarza i zapytam się czy jest możliwość zdjęcia gipsu. Trzymajcie się.
- Wy też, pa.
Po rozmowie z mama chciałam zadzwonić do Carsona, ale uświadomiłam sobie, że u niego jest noc i nie chciałam mu robić problemów.
Mateusz został z Lenka i Liamem, a ja zamówiłam taksówkę i pojechałam do szpitala. Na szczęście lekarz zgodził się na zdjęcie gipsu, ale będę musiała chodzić w stabilizatorze. Była to dla mnie wielka ulga, bo mogłam swobodnie chodzić, ale o butach na obcasie mogę zapomnieć na długo. Przez ten cały szum zapomniałam o ślubie Agaty i Marcina, nie mamy nawet prezentu. Na początku chciałam zrezygnować, ale potem uświadomiłam sobie, że Carson jest świadkiem i nie będę im niszczyła tak pięknego dnia. Wróciłam do domu, podziękowałam za wszystko Mateuszowi i pojechał. Usiadłam na dywanie, Liam szybko do mnie przypełzał a za nim Lenka. Przytuliłam ich mocno i było mi trochę lepiej patrząc na ich uśmiechy. Wieczorem zadzwoniłam do Carsona i uzgodniliśmy, że przy leci prosto do Bydgoszczy i stamtąd Mateusz po niego pojedzie w dzień pogrzebu, bo inaczej nie było biletów na samolot.
W środę wszystko miałam zapakowane, Mateusz przyjechał i pojechaliśmy do rodziców. Były straszne korki i nasza podróż ciągnęła się wieczność.
W końcu dotarliśmy do celu. Od razu jak przyjechaliśmy wpadłam w ramiona mamy. Później wypakowałam walizki i przywitałam się z reszta rodziny. Wiki bawiła się Maluchami, a ja mogłam spokojnie porozmawiać z rodzicami. Wieczorem przyjechały siostry mojej mamy z rodzinami, wiec ludzi w domu byli mnóstwo. Ciocia Marysia nie widziała jeszcze moich dzieci, wiec cały wieczór nie miałam ich na rękach.
- Aguś, a gdzie twój mąż ? - zapytania ciocia
- Jutro będzie, leci ze Stanów, bo jest z reprezentacja na zgrupowaniu.
- To pewnie będzie zmęczony.
- Poradzi sobie.
Było już późno, wiec położyłam dzieci spać i sama przy tym zasnęłam. Po tej całej podróży byłam naprawdę padnięta.

O 6 rano Mateusz wyjechali po Carsona i po 3h byli z powrotem.
- Carson ! Nareszcie jesteś. - z całej silny przytuliłam ukochanego
- Kochanie, już jestem.
Przez chwile nie mogliśmy się od siebie oderwać, tak mi tego brakowało.
- Gdzie dzieci ?
- W domu jest tyle ludzi, że wszyscy się nimi zajmują, ale pewnie są w salonie.
- Dobra, idę się przywitać, wziąć szybki prysznic i przebrać. A jak noga ? Widzę, że nie masz gipsu.
-No tak, ale jeszcze 2 tygodnie stabilizatora i rehabilitacja.
- Jesteś dzielna.
- Kocham Cię.
- Chodź tu do mnie słońce.
Carson poszedł się przebrać, a ja przekazałam kilka informacji naszej sąsiadce, która zajmie się Maluchami na czas pogrzebu. Wszyscy byli na czarno ubrani a w domu panowała ponura atmosfera, wyszliśmy wszyscy razem i poszliśmy do kościoła. Z wielka trudnością powstrzymywałam się od płaczu, ale ksiądz tak ładnie mówił o babci, że nie mogłam się powstrzymać. Po mszy poszliśmy na cmentarz gdzie dalej odbywała się ceremonia. Przez cały czas płakałam, Carson przytulił mnie do siebie, ale to nie pomagało. Wszyscy pogrążeni w żałobie. Na pogrzeb przyszło mnóstwo ludzi, babcia była nauczycielką i wszyscy ją znali. Następnie udaliśmy się na poczęstunek gdzie cała rozpacz troszeczkę minęła.
- Kochanie pójdziesz do domu po dzieci ? Nie chce tak długo wykorzystywać pani Oli.
- Już idę.
Gdy wszyscy siedzieli przy stole Carson wszedł z Maluchami i widziałam, że zrobili na wielu ogromne wrażenie. Większość tamtejszych ludzi widziało go po raz pierwszy, a jego wzrost nie jest codziennie spotykany. Co rusz musiałam przedstawiać mojego męża i nasze pociechy, o których sporo osób nie wiedziało.
- Carson przejdziemy się w czwórkę ?
- Wezmę marynarkę i już możemy iść.
- W sobotę jedziemy na ślub, pamiętasz ?
- Tak, tylko nie wiedziałem czy w końcu pójdziemy ?
- Pójdziemy, jesteś świadkiem i musimy.
- A co z prezentem, tutaj raczej nic nie kupimy.
- Przepraszam, że Ci nic nie mówiłam, ale wykupiłam im wakacje w Grecji na tydzień, wiem, ze Agata bardzo chciała, a sami pewnie sobie nie kupią.
- Kochanie ty myślisz o wszystkim.
- A jesteś bardzo zmęczony ?
- No teraz trenujemy bardzo ciężko i już czekam tylko na mistrzostwa.
- Będzie dobrze, a teraz kiedy wracasz ?
- W środę muszę lecieć i wrócę dopiero na Mistrzostwa.
- Czyli we wrześniu ?
- Tak. Odpowiedź mi co u dzieci ? Tak się zmieniony od ostatniego razu, strasznie urosły.
- No jak ci już wysłałam filmik cały czas powtarzają tata i baba. Raczkują już sprawnie i czuję, ze Lena zacznie niedługo chodzić, bo już przechodzi obok szafek. No i standardowo wszystko biorą do buzi. Ostatnio mieli ogromny napad śmiechu i śmiali się ze wszystkiego.
- Tak dużo mnie omija w ich życiu.
- Jestem szczęściarą, że Was mam. I dziękuje Ci, że przyjechałeś. Przecież praktycznie nie znałeś tej kobiety.
- Ale wiem jak ważna dla ciebie była i nie mogłem Cię samej zostawić.
Wróciliśmy do domu i chciałam przygotować kąpiel dla Lenki i Liama, ale Carson powiedział, ze mnie w tym wyręczy i sam położy ich spać. Później zeszliśmy na dół i wszyscy wspominaliśmy miłe chwile z babcią. 
*****************************************************************************
Jak obiecałam, tak jest. Kolejny rozdział. Trudny okres w życiu Agnieszki, ale powoli wszystko zaczyna się układać, przynajmniej ona tak myśli... 
CZEKAM NA KOMENTARZE !!
Pozdrawiam ;**

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 56

Dni mijały bardzo ciężko. Noga cały czas bolała, a Maluchy mi w tym nie pomagały, teraz jestich wszędzie pełno. W niektórych momentach nie daje sobie rady. Chodzę o kulach, więc wyprowadzenie ogromnego wózka z mieszkania jest dla mnie niemożliwe. Na szczęście przez 2 dni była u nas opiekunka i trochę mi pomogła. 
Dzisiaj przy śniadaniu pomyślałam, że mama mogłaby do nas przyjechać, bo prawdę mówiąc długo się nie widziałyśmy, przez to cale zamieszanie nie miałam nawet czasu do niej zadzwonić. Także wykręciłam numer do mamy i zadzwoniłam:
- Cześć mamuś, co u Was ?
- Cześć rybka. U nas ciężko, babcia jest bardzo chora. A coś się stało, że dzwonisz ?
- Dawno już nie rozmawiałyśmy, tak wiec zerwałam więzadło w stawie skokowym, mam gips i ciężko mi samej z dziećmi.
- Biedactwo moje, a czemu mi o tym od razu nie powiedziałaś ?
- Przepraszam, ale nie miałam do tego głowy.
- Córcia chciałabym przyjechać, ale nie zostawię babci samej.
- Ale to coś poważnego ?
- Juz od dluzszego czasu jest oslabiona, tylko leży i myślę, ze to może być juz koniec.
- Slucham ? Jak to ? Przecież jak ostatnio bylam to babcia spokojnie chodzila.
- Od dwóch tygodni jej stan z dnia na dzień się pogarsza.
- Dlaczego ja się dowiaduje o tym dopiero teraz ?
- Kochanie nie chcialam Cie martwić, masz teraz dużo na glowie.
- Mamus Liam sie obudzil, muszę kończyć, ucaluj tate i powiedz babci, ze jeszcze do niej przyjadę.
- Trzymaj się kochanie. Ucaluj moje wnuki.
- Kocha, Was, pa.

Ta wiadomość jeszcze bardziej mnie dobila i pogorszyla moje samopoczucie. Kiedyś by lam bardzo zzyta z babcia i nie wyobrazam sobie, ze mogloby jej zabraknąć. Za 6 dni wraca Carson i mam nadzieje, ze jeszcze przed weselem Marcina i Agaty uda nam się wjechać do domu. 
Po obiedzie zadzwonilam do Carsona i mu wszystko opowiedzialam.
- Cześć.
- Cześć Carson.
- Co się stalo ? Jesteś taka przygnebiona.
- Mam juz wszystkiego dosyć, nie mam juz sily.
- Ale co się takiego stalo.
- Wszystko po prostu, noga, gips, te cholerne schody, to ze jestem sama, a na dodatek z babcia jest bardzo źle.
- Ale co jej jest ?
- Carson ja się boje, ze ona umrze. - momentalnie polecialy mi lzy
- Kochanie nie palacz, na pewno tak nie będzie i dasz rade.
- Gdyby nie Maluchy to nie wiem czy dalabym rade to wszystko udźwignąć.
- Chcialbym cie teraz przytulic, ale wiesz, ze nie mogę przyleciec. Ale zobaczysz te 6 dni minie bardzo szybko. A teraz muszę kończyć, bo mamy trening, zadzwonie wieczorem, trzymaj się. Ucaluj nasze szkraby.
- Pa.

Po kilku minutach uslyszalam dzwonek do drzwi, a w nich stal Mateusz.
- Czesc braciszku.
- Część Aga. Witam twoje piękne szkraby.
-  Mama Cie tutaj wyslala ?Zostaniesz na noc ?
- Wcale nie, ja sie po prostu o Ciebie martwie, a ze jest późno, to zadzwonie do Moniki i powiem, ze przy jadę jutro. 
- A jak ona się czuje ? Kiedy ma termin ?
- Dobrze, za miesiąc ma rodzic.
- To pewnie przygotowania pelna para. A wybraliscie juz imię ?
 - Prawdopodobnie Antosia, ale jeszcze to się może zmienić.
- Oo. Mama zawsze chciala, żeby jej wnuczka się nazywala Tosia.
- Slyszalas o babci ?
- Tak, byle u niej ?
- Przedwczoraj pojechalem do rodziców i jest naprawdę źle. Nigdy jej w takim stanie. 
- Nie chce mi się robić nic na kolacje, pojdziemy do knajpy za rogiem ?
- Jak za dawnych lat, nie ma sprawy.
Po drodze poszlismy jeszcze na spacer do parku i wrocilismy do domu. Zostawilam telefon w domu i gdy spojrzalam na ekran, zobaczylam 4 nieodebrane polaczenia od mamy. Szybko do niej oddzwonilam i okazali się, ze babcia umarla.
Leży poplynely mi po policzku, nie wierzylam, ze to naprawdę się stalo. Nawet nie zdazylam się z nią pożegnać. Wtulilam się w Mateusza i nie przestawalam plakac. To byli dla mnie koszmar. Jak dobrze się stali, ze Mati dzisiaj przyjechal. 
- Dobra trzeba wziąć się w garsc. Wszystkimi to wstrzasnelo, ale musimy z tym żyć. - powiedzial Mateusz - ja poloze spać Lenę i Liama, a ty idź się poloz.
Podziekowalam Mateuszowi i zadzwonilam do Carsona.
- Dlaczego masz tak zaplakane oczy ?
- Babcia umarla - znowu wybuch lam placzem
- Przykro mi, nie wiem co mam powiedzieć. 
- Przyjedz.
- Wierz mi, chcialbym. Wyobraź sobie, ze jestem tam z Toba. A gdzie dzieci ? Śpią ?
- Mateusz je wlasnie usypia.
- No to bardzo dobrze, ze z Toba jest. 
Rozmawialiśmy jeszcze dlugo, a potem usiadlam z Matim w salonie i do samego rana pocieszalismy się i wspominalismy dawne chwile... To byli okropny dzień...

******************************************************************************
Wróciłam !!! Przepraszam za taką długą przerwę, ale nie miałam internetu. Kolejny rozdział juz jest gotowy, więc niedługo się pojawi. 
Tęskniłam za Wami ;) Komentujcie ;)
Pozdrawiam ;**
PS. Przepraszam za błędy i brak (ś,ł), ale pisałam go na telefonie ;)

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 55

Rano obudził mnie Liam w dużo lepszym humorze, który postanowił „zbadać” moją twarz, klepiąc rączkami o moje policzki. Włożyłam Małego do kojca i poszłam się ogarnąć do łazienki. Po chwili do domu weszła Agata, która właśnie wróciła z zakupów.
- Cześć. I jak minęła noc ?
- W nocy kilka razy się budził, ale teraz myślę, że będzie dobrze.
- Słyszałam, że rozmawiałaś z Carsonem, co u niego ?
- Jutro lecą do Japonii na Ligę Światową, więc ma przed sobą bardzo długą podróż.
- No to mu współczuję.
- No, ale po Japonii wraca na tydzień do domu.
-To za dwa i pół tygodnia będziesz miała swojego mężczyznę przy sobie, trochę sobie odpoczniecie.
-Mam taką nadzieję, a teraz muszę się już zbierać, żeby zdążyć na to spotkanie. Mam zadzwonić po opiekunkę, czy chcesz zostać sama ?
- Zostanę, nie przejmuj się. Jakoś sobie poradzimy. Wezmę ich na spacer.
- Okey, jak co to od razu dzwoń.
Ubrałam dżinsy, koszulę i marynarkę. Chciałam założyć szpilki, ale po kilku krokach zrezygnowałam z tego pomysłu z powodu kostki. Także ubrałam baleriny i byłam gotowa do wyjścia.
Spotkanie trwało około godzinkę i wszystko udało nam się ustalić. Po spotkaniu pojechałam do szpitala na prześwietlenie. Okazało się, że mój uraz jest dość poważny, bo to zerwanie więzadła w stawie skokowym. Lekarz w ogóle dziwił się, że dawałam radę chodzić. Poprzez złamanie, które miałam pięć lat temu moja noga jest wrażliwsza i muszę na nią bardzo uważać. Wszystko skończyło się  na unieruchomieniu stawu w gipsie przez dwa tygodnie. Jeszcze tego mi brakowało. Zadzwoniłam po taksówkę i wróciłam do domu.
- Aga co Ci się stało ?
- W Stanach zerwałam więzadła w stawie skokowym i oto ta-dam.
- Jak długo musisz nosić gips ?
- Co najmniej dwa tygodnie.
- Ty to masz pecha dziewczyno.
- Słuchaj chętnie bym Ci tu pomogła, ale muszę wracać, bo rodzice dzwonili, że Marcin się czymś zatruł i leży w szpitalu.
- Ale coś poważnego ?
- Nie wiem, dlatego musze jechać i się wszystkiego dowiedzieć.
- Dobra to jedź, ja sobie poradzę. Tylko daj znać jak już coś będziesz wiedziała.
- Okey, powodzenia. Pa kochana.
- Pa.
Tak naprawdę nie wiedziałam jak sobie poradzę. Przecież ledwo chodzę, a Maluchy coraz bardziej dokazują. Ale musiałam myśleć pozytywnie. Zrobiłam szybko na obiad Spaghetti, położyłam dzieci spać i z nadmiaru czasu zaczęłam pracować. Naprawdę mi tego brakowało. Wysłałam artykuł do mojego przełożonego, a w odpowiedzi dostałam, że ukaże się on w gazecie. Takie momenty naprawdę podnoszą człowieka na duchu. Dzięki mojej starej pracy w Bydgoszczy miałam kilka znajomości i nie musiałam przechodzić całego okresu wstępnego. Moja naczelna wie jak pisze, bo razem pracowałyśmy kilka lat temu, więc na te ofertę pracy byłam bardzo chętna.
 Pod wieczór zadzwoniłam do Carsona.
- Cześć Słońce.
- Cześć.
- Byłaś u lekarza.
- No byłam i źle się to skończyło.
- To znaczy ?
- Dwa tygodnie gipsu i zżeranie więzadła w stawie skokowym.
- UUU! O przykra sprawa, ale dasz sobie radę.
- Nic mi nie mów. Jestem tym załamana.
- Nie przejmuj się.
- Ale mam jeszcze dobrą informację, będę pisała artykuły do redakcji.
- Ale jak Ty to wszystko pogodzisz ?
- Pisać będę w domu i tylko wtedy kiedy będę miała czas. Nie mogę tak bezczynnie siedzieć w domu.
- No widzę, że ambitny z Ciebie człowiek.
- No a jak inaczej. O której macie samolot ?
- Za dwie godziny wylot i wtedy męczarnia, męczarnia i jeszcze raz męczarnia.
- To powiem cytując pewnego mężczyznę: dasz sobie radę kochanie.
- Haha. A co u moich szkrabów ?
- Dzisiaj o wiele lepiej z Liamem, a Lenuś nasza mała śpiewała dzisiaj prawie cały poranek.
- Jak ja bym chciał Was teraz przytulić.
- Już niedługo.
- Mama ma dla Was kilka prezentów i wysłała je już dawno, więc powinny niedługo być.
- To jak przyjdą zadzwonię do niej i podziękuję.
- A co u Igły i jego ferajny ?
- No Krzysiu pojechał do Spały, a Iwona miała przyjść do nas na grilla, ale wtedy wypadła ta cała sytuacja z Liamem i jakoś zapomniałam o tym. Muszę do niej zadzwonić.
- Dobra kochanie kończę, bo musimy się wymeldować z pokoi. Ucałuj Maluchy i trzymaj się. Kocham Was bardzo mocno.
- My też Cię kochamy i trzymam kciuki. Zadzwoń jak będziesz w Europie.

- Okey. Buziaki.
***********************************************************************
Kolejny rozdział, już 55. Nigdy nie pomyślałabym, że tyle będę pisać. Ale dzięki Wam cały czas mi się to nie nudzi. Dziękuję i mam nadzieję, że nadal będziecie mnie wspierać ;)
Pozdrawiam ;**

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 54

Po przylocie do Polski od razu zadzwoniłam do Carsona. Podróż była męczarnią. Cały czas bolała mnie głowa, a dzieci nie ułatwiały mi tego wszystkiego, ale nie ma co się dziwić tyle godzin dla takich maluchów to wieczność. Na lotnisku czekał na nas Igła.
- Nareszcie wróciłaś z tego wielkiego świata.
- Cześć, Krzysiu. Nic mi nie mów, wyglądam jak siedem nieszczęść.
- Nie przesadzaj. A co Ty tak kulejesz ?
- Noga mi zdrętwiała i trochę boli.
- Dobra to włóż Lenkę do auta, a ja wezmę Liama, a potem wasze bagaże.
Po 40 minutach dojechaliśmy do domu, Krzysiu pomógł mi zanieść Maluchy do łóżeczek, bo w czasie jazdy zasnęły.
- Tutaj jeszcze zrobiliśmy Wam zakupy, bo pewnie w lodówce masz tylko światło.
- Dzięki, nie wiem co bym bez Was zrobiła. A ile Ci płacę ?
- No co Ty gadasz. Uznajmy to za przyjacielską przysługę.
- Dobra, to ja w takim razie zapraszam Was w sobotę na grilla.
- Ja niestety nie przyjdę, bo jadę do Spały, ale Iwona z dziećmi na pewno wpadnie.
- Jeszcze raz Ci dziękuję. Pa.
Wzięłam ciepły prysznic i nawet nie rozpakowując się, poszłam spać.
Rano wstałam bardzo wypoczęta, spałam prawie 12 godzin. Zjadłam śniadanie, nakarmiłam dzieci i poszliśmy na spacer. Po drodze wstąpiłam do apteki po maść na moją bolącą kostkę. Po powrocie do domu położyłam dzieci na dywanie i chwilę się pobawiliśmy. Nie ma chyba nic piękniejszego niż wielki uśmiech własnych dzieci. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, otwieram, a w nich stoi Agata.
- Agata co Ty tu robisz ? Ale niespodzianka.
- Słyszałam, że wróciłaś ze Stanów i siedzisz sama. Nie masz chyba nic przeciwko, żebym została u Ciebie parę dni ?
- No oczywiście, nawet nie wiesz jak się cieszę. A gdzie Marcin ?
- Gra gdzieś turniej w plażówkę i też go ciągle nie ma.
- Rozpakuj się, a ja przygotuję coś na obiad.
- Mam małe prezenciki dla Maluszków.
- Nie musiałaś, ale dziękujemy.
- No to opowiadaj jak było w Stanach.
- Ah, było tak cudownie, że nie chciało się wracać.
- To czemu nie zostałaś ?
- Carson też już pojechał na zgrupowanie, a poza tym dostałam ofertę pracy.
- Ale co z dziećmi ?
- Ja po prostu będę od czasu do czasu pisała artykułu w domu. Tylko tyle, nie mogę tak bezczynnie siedzieć, więc ta propozycja bardzo mi się podoba. Jutro mam jeszcze rozmowę i kochana mam nadzieję, że będę mogła się urwać na jakąś godzinkę ?
- Nie ma sprawy. Widzę, że ciągnie Cię do pracy.
- Chciałabym wrócić już normalnie do redakcji, ale dzieci są jeszcze za małe, a Carsona nie ma ciągle w domu, więc na pracę sobie jeszcze poczekam.
- Ale będziecie na ślubie ?
- Tak, oczywiście, Maluchy zawiozę do rodziców i będziemy. Ty już się tak nie denerwuj.
- Łatwo Ci mówić. Słuchaj może zadzwonimy po Sabinę, tak dawno jej nie widziałam.
- Nie mam nic przeciwko, to może ja skoczę do sklepu, tutaj na naszej ulicy. Zaopiekujesz się chwilę nimi, bo nie chce targać wózka ?
- Okey. Zadzwonię przy tym po Sabinę.
Szybko pobiegłam do sklepu, kupiłam jakieś przekąski, wino i zaraz byłam z powrotem. Wchodząc do mieszkania usłyszałam potworny płacz. Agata trzymała Liama na rękach i przecierała mu czoło z krwi.
- Co się stało ?
- Siedzieliśmy wszyscy, Lenka chciała wejść na schody i wzięłam ją i wtedy Liam siedząc, przechylił się za bardzo do przodu i uderzył w kant kominka.
- Dobra, musimy jechać do szpitala. Daj mi go i weź Lenkę.
Szybko wsiadłyśmy do auta i pojechaliśmy do szpitala. Liam cały czas płakał. Miał rozcięte czoło i lała się krew. Obrzydliwy widok.
- To moja wina. Przepraszam Cię bardzo.
- Nie obwiniaj się, nawet przy mnie mogło się takie coś stać. Przy dwójce dzieci nie jesteś w stanie opanować ich obu.
- Ale jak to coć poważnego ?
- Nie panikuj, wszystko będzie dobrze.
Przyjechaliśmy do szpitala, weszłam do gabinetu i cała sprawa skończyła się na szczęście tylko na dwóch szwach. Przytuliłam Małego i na szczęście przestał płakać i ze zmęczenia zasnął mi na rękach.
Wróciłyśmy do domu, położyłam dzieci, bo i Lenka zasnęła w drodze powrotnej, a potem usiadłyśmy na kanapie.
- Całe szczęście, że to tylko tak się skończyło.
- No nie mam lekko z tymi dwoma szkrabami.
Zjadłyśmy kolację i około godziny 21 Liam znowu zaczął płakać, nie chciałam żeby Lenka się obudziła, więc wzięłam go na ręce.
- Przepraszam Cię, ale wezmę go do siebie do łóżka i położę się z nim. Może wtedy się uspokoi. Ty czuj się jak u siebie.
- Nie ma sprawy. Jeszcze raz przepraszam.
- Nie masz za co.
Poszłam do sypialni położyłam Liama obok siebie i po chwili przestał płakać. Wzięłam laptopa i zadzwoniłam na Skypie do Carsona. Byliśmy tak umówieni, że ja dzwonie wieczorem, bo u niego to jest południe.
- Cześć kochanie.
- Cześć, mów trochę ciszej, bo Liam tu ze mną śpi.
- A dlaczego w naszym łóżku ?
- Mieliśmy dzisiaj mały wypadek, uderzył głową w kant kominka i ma rozbite czoło.
- Ale coś poważnego ?
- Nie, tylko dwa szwy, ale ciągle płacze. Jestem po prostu padnięta.
- Dasz radę, a jak noga ?
- No coraz bardziej staje się uciążliwa.
- Musisz iść do lekarza, może to cos poważnego ?
- Nie mam teraz czasu, ale jutro zadzwonię i się umówię na wizytę.
- Musisz o siebie dbać.
- Wiem, wiem. Agata do nas przyjechała na parę dni.
- Pozdrów ją, a Marcin jest?
- Nie ma, ma jakiś turniej w plażówkę.

Gadaliśmy jeszcze jakieś pół godziny, wysłałam Carsonowi Lenkę w nowym prezencie, w którym wyglądała przeuroczo, a później zasnęłam. 


********************************************************************
Po długiej przerwie jest kolejny. Nie podoba mi się i przepraszam Was za ten post. Mam nadzieję, że kolejne będą lepsze ;)
Pozdrawiam ;**

piątek, 30 maja 2014

Rozdział 53

Przez te kilka dni naprawdę odpoczęliśmy. Słońce, piękna pogoda, morze i rodzina. Czego chcieć więcej ? Dziadkowie byli zapatrzeni we wnuki jak w obrazek, więc razem z Carsonem mieliśmy trochę czasu dla siebie. Nie chciałam zrzucać wszystkich obowiązków na moich teściów, ale nalegali, więc nie odmawiałam. Spotkaliśmy się z wieloma starymi znajomymi Carsona i w 100 % wykorzystaliśmy ten wolny wspólny czas.
Jutro razem z Liamem i Lenką wracam do Polski. Razem z mamą Carsa pichciłyśmy coś na obiad, a w ten czas mój mąż wziął nasze pociechy i poszedł na długi spacer. Zresztą całe przedpołudnie Carson zajmował się dziećmi.
Pod wieczór Carson zapytał :
- Kochanie co robisz ? 
- Tak szczególnie to nic. A coś się stało ?
- No to ubierz może jakąś sukienkę i wychodzimy.
- Ale gdzie pójdziemy ? Musisz znieść wózek, bo jest na górze.
- Niespodzianka. A dzieci zostaną z mamą.
- Znowu ? Nie za bardzo ją wykorzystujemy ?
- Słuchaj dla niej to sama przyjemność i to ona to zaproponowała.
- No to w taki razie jestem gotowa za 10 min.
Ubrałam zwiewną sukienkę, rozpuściłam włosy, zrobiłam lekki makijaż, ubrałam koturny i zeszłam do Carsona.

- Wrócimy jakoś wieczorem. - krzyknął Cars do mamy
- Spokojnie, możecie wrócić nawet w nocy. Bawcie się dobrze.
Wyszliśmy z domu, Carson chwycił mnie na rękę i pocałował w policzek.
- Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję, a teraz powiesz mi gdzie idziemy.
- Jutro wyjeżdżasz i chciałbym, aby ten wieczór był wyjątkowy.
- W takim razie zgadzam się na wszystko.
Po chwili spaceru dotarliśmy do małej restauracyjki tuż nas brzegiem morza. Widok był powalający. Carson miał zarezerwowany stolik, więc usiedliśmy i otrzymaliśmy od kelnera lampkę wina.
- Jak tu jest pięknie. Dlaczego w Polsce tak nie mamy ?
- Musisz częściej tu przyjeżdżać.
- Pamiętasz o ślubie Agaty i Marcina ?
- O! Dobrze, że mówisz. Będę musiał porozmawiać z trenerem, żeby dał mi wolne.
- Agata liczy na nasze przybycie, a sama to nie chciałabym iść.
- Spokojnie, dam radę. Matt dowiedział się o ciąży.
- I jak zareagował ?
- No zachwycony jest, tym bardziej, że to chłopiec.
- Ala zawsze marzyła o chłopcu.
- Tak jak i Ty…
- To prawda i u nas było podwójne szczęście. Ostatnio oglądałam album ze starymi zdjęciami, kiedy się poznaliśmy, jest co wspominać.
- Haha, nigdy nie zapomnę w jakich okolicznościach się spotkaliśmy.

Rozmowa trwała jeszcze i trwała. Po niezwykle romantycznej kolacji przy świecach zaproponowałam spacer.
Schodząc z górki nie zauważyłam dołka i noga mi się podwinęła. Przez chwilę poczułam ogromny ból i upadłam.
- Aga wszystko dobrze ?
- Tak. Trochę tylko boli, ale ze mnie już jest taka niezdara. Zdejmę te buty i będzie wszystko okey.
- To jest ta sama co miałaś zwichniętą ?
- Tak, ale to było bardzo dawno.
- Utykasz, może pojedziemy do szpitala.
- No co Ty, to nic poważnego. Jest dobrze i nie martw się. Idziemy dalej.
- I co ty będziesz w tej Polsce sama robić ? Może zostaniesz jeszcze ?
-No wiesz, w końcu będę mogła zabalować. Ciebie nie będzie, imprezy w domu codziennie. Rozumiesz jak szaleć to szaleć – powiedziałam z uśmiechem
- A jeżeli tak to okey… Ja Ci tu dam
Carson złapał mnie, uciekłam mu, ale za chwilę mnie dogonił. Wziął mnie na ręce i wbiegł razem ze mną do morza. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci.
- Ty wariacie, jak ja teraz wyglądam.
- Tak jak ja, no ale musiałaś zostać ukarana.
- Hahaha, ja to się bez Ciebie będę nudzić.
- A jednak.
Usiedliśmy na plaży i przy zachodzie słońca wypiliśmy szampana, który przyniósł kelner. Carson postarał się o wszystko. To była chyba najlepsza randka, na której byłam.
- Będę tęsknić.
- Ja za Wami też. Ale zobaczysz to szybko minie. Co roku szybko mija.
- Już od tylu lat wyjeżdżasz, a ja z każdym rokiem tego bardziej nienawidzę.
Carson lekko się uśmiechnął.
- Z czego ty się śmiejesz ?
- Oj, Aga. Damy radę, nie martw się. Wracamy już ?
- Tak, choć jest tu bajecznie musimy już wracać.
Gdy wróciliśmy do domu dzieci już spały, a my wraz z rodzicami siedzieliśmy przy ognisku.
Rankiem wstałam podenerwowana, ale to z powodu naszego wyjazdu. Po śniadaniu pożegnałam się ze wszystkimi i zapakowaliśmy nasze walizki do auta. Dziadkowie nie chcieli się oderwać od naszych Maluszków.
O 10 wyjechaliśmy na lotnisko. Byłam trochę przygnębiona.
- Co jest – zapytał Cars
- Nic, trochę się martwię.
- Ale czym ?
- No czy sobie sama poradzę.
- Kochanie jesteś świetną matką i bez problemu dasz radę, poza tym Iwona zawsze Ci pomoże. Ale pamiętaj jakby coś poważnego się działo, to ja zrobię wszystko żeby przyjechać.
- Bez przesady, teraz najważniejsza jest kadra.
- No uśmiechnij się już – powiedział Carson i szturchnął mnie w bok.
Gdy dojechaliśmy na lotnisko, wyjęliśmy wszystkie bagaże i poszliśmy odebrać bilety. Wszystko było gotowe i mogliśmy już wsiadać do samolotu.
Carson wziął Lenką, Liama, uściskał i wycałował ich za wszystkie czasy.
- Teraz Ty choć do mnie.
Przytuliłam się mocno do Carsona i z trudem powstrzymywałam łzy.
- Pamiętaj, że wszystko będzie dobrze, będę dzwonił codziennie i do zobaczenia w Polsce.
- Trzymaj się i przywieź nam jakiś medal.
- Zrobię co w mojej mocy, a teraz już musicie lecieć. Kocham Was.
- My Ciebie też.

Cars pocałował mnie i poszliśmy. Było ciężko, ale jakoś dałam radę powstrzymać łzy.  Wsiedliśmy do samolotu i przed nami bardzo długi lot.




Kolejny rozdział, znowu przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale cały tydzień byłam na konkursie, gdzie nie było internetu. Byliśmy nad morzem i strasznie zmarzłam....
CZEKAM NA KOMENTARZE !!!
Pozdrawiam ;**


środa, 21 maja 2014

Rozdział 52

Resovia bojowo walczyła w każdym meczu i po dramatycznym półfinale udało im się dostać do finału. W Rzeszowie wszyscy po przerwie czekają na Mistrza. Na spacerze, albo w sklepie ludzie pytają czy będzie złoto, a Carson tylko z uśmiechem odpowiada, że zrobią wszystko by to zdobyć.
Mecz finałowy z Jastrzębiem odbywał się w sobotę, było to już piąte spotkanie, więc było pewne, że medale zostaną rozdane.  Przyjechali nawet moi rodzice z Mateuszem na to wielkie wydarzenie. Carson z Mateuszem pojechali wcześniej na halę, a ja z rodzicami i Maluchami poczekaliśmy trochę i ubrani w klubowe barwy pojechaliśmy na Podpromie. Nie zawsze biorę dzieci na mecz, bo upilnować samej takich dwóch łobuzów, które wszystko chcą dotknąć i wziąć do buzi nie jest łatwo, ale dzisiaj jest mama, więc mi pomoże.
Na hali było mnóstwo kibiców, ale mecz niestety nie układał się po naszej myśli. Resovia przegrywała 0:2, a Jastrzębianie grali wyśmienicie. Gdy zawodnicy schodzili do szatni na przerwę 10-minutową puściłam do Carsona oczko, co wywołało na jego twarzy uśmiech. Po przerwie wróciła zupełnie odmieniona drużyna, która dorównała poziomem przeciwnika i wyrównała do stanu 2:2. No i kolejny tie-break. Myślałam, że padnę na zawał. Od samego początku szli łeb w łeb, później dzięki zagrywkom Akhrema Resovia wyszła na kilku punktowe prowadzenie. Wszyscy myśleli, że złoto jest już blisko, ale niestety Jastrzębie nas dogoniło i zaczęła się nerwowa końcówka. 14:14 Carson wchodzi na zagrywkę, a serce lata mi jak szalone, modliłam się, aby tylko nie zepsuł. No i nie zepsuł, ale przeciwnicy wyprowadzili skuteczny atak. Piłka meczowa dla Jastrzębia i na zagrywkę wchodzi Kubiak, który piekielnie zaserwował. Nasi jako tako przyjęli, piłka leci do Carsona do ataku i… uderzył w aut.

Koniec meczu, koniec marzeń, koniec sezonu. Widziałam, że był bardzo zły na siebie.

 Po meczu Carson podszedł do nas, mocno go przytuliłam i powiedziałam
- Pamiętaj, że wygrałeś srebro, a nie przegrałeś złota, więc nie zamartwiaj się tym tak.
- Ale ten cholerny aut, to moja wina.
- Meczu nie przegrywa się jedną piłką.
- Ale akurat ona zaważyła na porażce…. Dobra Aga, jestem zdenerwowany, przepraszam.
- Nie masz mnie za co przepraszać, rozumiem Cię, a teraz może te dwa małe uśmiechy poprawią Ci humor ?
Carson wziął Liama i Lenkę na ręce i poszedł się z nimi pobawić piłką z boku boiska.
Po jakimś czasie rodzice wzięli Maluchy i pojechali do mieszkania, a ja z Mateuszem zostaliśmy na dekoracji. Razem przedyskutowaliśmy całe spotkanie, jak to zawsze robiliśmy. Tak dawno nie byliśmy razem na meczu, że aż mi tego brakowało.
Po dekoracji Carson jeszcze udzielał kilku wywiadów i po tym pojechaliśmy do domu. Wieczorem jak po każdym sezonie poszliśmy do klubu na oblanie sezonu z innymi zawodnikami. Niby nieudany sezon, ale srebrny medal to też przecież sukces. Impreza była bardzo fajna, alkoholu było dużo i każdy sobie powiedział co miał na myśli, ale ogólnie to wszyscy świetnie się bawiliśmy. To było takie nieoficjalne oblewanie, bo oficjalne będzie z prezesem i całym sztabem.
Następnego dnia rodzice pojechali, a ja zarezerwowałam bilety do Stanów. Do wyjazdu 2 tygodnie, więc powoli zaczęłam się pakować.  Carson przez ten czas brał udział w jakiś akcjach charytatywnych. Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Toreb to mieliśmy pól kuchni, no ale przy dwójce małych dzieci inaczej być nie może. 

W południe pojechaliśmy na lotnisko, czekałam nas bardzo długi lot, ale te 10 h wcale się tak bardzo nie dłużyło. Po przylocie na lotnisku czekał na nas Sutton. Od razu po wyjściu na dwór czuć było inny klimat. Po godzinie jazdy dojechaliśmy do rodzinnego domu Carsa. Mama przywitała nas wielkim uściskiem.
- Nareszcie jesteście !!- krzyczała z daleka mama
- Cześć mamuś, gdzie tata ?
- Czeka na Was w domu, ale pokażcie mi te dwa Skarby.
- Właśnie się obudziły, więc macie szczęście.
Weszliśmy do domu, a tam cała rodzina w komplecie. Z wszystkimi się przywitaliśmy, a później poszłam się odświeżyć po tak długiej podróży. Na szczęście kłopotu z kim mam zostawić dzieci nie było, bo wszyscy byli nimi zachwyceni. Lena pierwszy raz widziała dziadka, ale od początku ciągnęła tylko do niego. Natomiast Liam trochę się bal, tyle obcych twarzy, więc ciągle chciał być na rękach u tatusia.
- Aga, dziecko drogie. Ty jesteś blada jak ściana.
Jak tak na siebie spojrzałam to rzeczywiście. W Rzeszowie było ciepło, ale to nie pogoda na opalanie.
- To ja mam pomysł. Chłopaki zostają z dziećmi, a my dziewczyny idziemy na plażę.
- Dopiero przyjechaliśmy, a już mi żonę zabieracie – uśmiechnął się Carson
- Ty masz ją na co dzień, a ja już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio u nas była.
- No widzisz kochanie,  z mamą nie wygrasz.

Ubrałam się w strój kąpielowy i poszliśmy powylegiwać się na plaży. Trochę słońca dobrze zrobiło mojej cerze, ale upał był niesamowity. Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu na pysznego grilla. Po posiłku położyliśmy dzieci i rozpakowaliśmy się. Zmiana czasowa dała się we znaki, bo byłam strasznie zmęczona. Zeszliśmy do salonu, chwilę porozmawialiśmy, Carson poszedł wcześniej, bo Liam zaczął płakać, a ja jeszcze chwilę zostałam. Kiedy weszłam do sypialni zobaczyłam przeuroczy widok i poszłam spać.


Kolejny rozdział. Podoba się ? 
Czekam na Wasze komentarze, bo nie wiem czy mam pisać dalej, czy zakończyć. Może powinnam coś zmienić ? Naprawdę pokażcie, że tu jesteście ;)
Pozdrawiam ;**