sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 66

Po godzinie mogliśmy wejść do Ali. Była totalnie wykończona.
- Tato, a dlaczego mama ma zamknięte oczy ?
- Mama śpi.
- A mogę ją obudzić ?
- Lepiej nie, mamusia musi teraz odpoczywać, ale jak chcesz możesz dać jej buziaka.
Matt podniósł Katy i pocałowała Alę w policzek. Ta jednak otworzyła oczy, a jej usta wygięły się w leki uśmiech.
- Mamaa ! - krzyknęła Katy
- Kochanie - zachrypniętym i wyczerpanym głosem odpowiedziała Alicja - nawet nie wie...- przerwała w połowie zdania
- Nic nie mów, nie przemęczaj się. Jesteśmy tu z Tobą.
Ala była tak przemęczona, że od razu zasnęła. Nie można jej się przecież dziwić. Wszyscy w ogóle byliśmy zmęczeni, ale nikt o tym nie myślał. Poszłam na chwilę zobaczyć Aleksa i nie mogłam dowierzać. Jak takie maleństwo jest waleczne, ile on ma w sobie siły, by przetrwać. Byłam pod wrażeniem. Przypomniałam sobie wtedy jak urodziły się nasze dzieci, minęło już od tego 9 miesięcy, ten czas tak szybko leci.
Posiedzieliśmy jeszcze razem przy Ali, gdy zaproponowałam:
- Matt weź Katy, zawieź ją do Moniki i Mateusza, jedź do domu i odpocznij, prześpij się, weź prysznic. Ja zostanę z Alą.
- Nie ma takiej opcji.
- Ale tak będzie lepiej, ona i tak musi do siebie dojść, a Ty jesteś chodzącym trupem. Poza tym Katy się tak stęskniła, że na pewno z chęcią spędzi trochę czasu z Tobą.
- Masz rację, ale..
- Wszystko jest już dobrze, ona jest tylko przemęczona, a teraz naprawdę prześpij się. Całą noc jechałeś.

Matt dał się namówić i pojechali. Po niecałej godzinie Ala się obudziła.
- Aga dzięki za wszystko.
- Nie masz za co dziękować, od tego się ma przyjaciół.
- Widziałaś Małego ?
- Tak, zobaczysz będzie wielki i silny jak Matt, ale oczywiście charakterek to odziedziczy po mamusi. - na moje słowa, Ala się lekko uśmiechnęła
- Słuchaj jedź do domu, przecież masz dwójkę dzieci.
- No mam i mam też brata, z którym są Maluchy. Nie przejmuj się teraz tym.
- Cieszę się, że tu jesteś.
- Nawet nie wiesz jak nas wczoraj przestraszyłaś, musiałam przyjechać.
- Trochę adrenaliny musi być.
- Ty nawet w szpitalu masz dobry humor.
Siedziałam tak z Alą do samego wieczora, Mateusz kilka razy dzwonił, że Liam wymiotuje, jeszcze tego brakowało. Na szczęście przyjechała mama Ali, więc pojechałam do domu, by sprawdzić co się dzieje. Mały strasznie płakał, więc wzięłam go na ręce i trochę się uspokoił. Nie chciałam robić aż takiego kłopotu Mateuszowi, więc zostałam już w domu.
Po jakiś dwóch godzinach uspokajania, nareszcie zasnął, ale to chyba już z wycieńczenia. Umówiłam się z Carsonem, że wieczorem zadzwonię i tak też zrobiłam.
- Cześć.
- Hej. I jak tam ?
- Z Alą coraz lepiej, Aleks jest taki malutki, ale walczy i wierzę, że da rade.
- A Matt ?
- No z nim jest trochę gorzej. Totalnie podłamany. Obwinia się za to, że tak mało spędzał z Alą czasu.
- Przecież to nie jego wina.
- No mówiłam mu i myślę, że podjął już decyzję zawieszenia kariery.
- Słucham ?
- No tak, chce zrobić sobie przerwę.
- Tak patrząc, wcale mu się nie dziwię. Siatkówka, siatkówką. Ale rodzina jest najważniejsza. Też bym tak zrobił. A co u Liama i Leny ?
- Liam wymiotował i przepłakał cały wieczór. Łatwo tu nie mamy.
- Biedactwo, ale dasz sobie radę.
- A grasz jutro ?
- Trener jeszcze nie powiedział kto zagra, napiszę Ci jutro.
- Mam nadzieję, że uda Ci się.
- Jak wyjdę w składzie, to wygram ten mecz dla Was.
- Urocze.
- A wiesz już kiedy wracasz ?
- Myślę, że tak 2 dni jeszcze zostanę. Nie będę siedziała na głowie Mateuszowi i Monice, ona niedługo rodzi, więc mają własne sprawy. A poza tym po tej akcji z Alą jest przerażona.
- Pozdrów ich ode mnie.
- I jak będziesz miał czas, zadzwoń do Matta. On teraz potrzebuje wsparcia.
- Jasne. Muszę kończyć kochanie. Jutro mecz, a już jest późno. Kocham Was, buziaki.
- Pa. Dobranoc.
Zeszłam na dół, gdzie siedzieli Mateusz z Moniką. Rozmawialiśmy o tym jakie to życie jest zaskakujące. Raz jest pięknie wszyscy się cieszą, a za chwilę spada na Ciebie wielkie zło.
Szczerze mówiąc byłam padnięta, więc wzięłam szybki prysznic, położyłam się obok dzieci na łóżku i dziękowałam Bogu za to, że wszystko się udało, jesteśmy zdrowi.

Po tych dwóch dniach wróciłam samochodem do Rzeszowa. Droga strasznie się dłużyła, ale jakoś dojechałam. To był naprawdę ciężki okres dla nas wszystkich, więc niezapowiedziana wizyta mojej mamy była dla mnie wybawieniem.
- Mamuś nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś.
- Wiem, że sama być nie powiedziała i wszystko musiałam wydusić od Carsona.
Dzięki mamie mogłam trochę odpocząć, zresetować się. Ala wyszła ze szpitala co było wspaniałą wiadomością, Carson dzisiaj zagra swój pierwszy mecz po kontuzji i mam nadzieję, że dobrze wypadnie. Wieczorem usiadłyśmy przed telewizorem, a Liam z Lenką bawili się tuż przed nami. Dzisiaj grali z Belgią. Rywal niby nie trudny, ale trzeba uważać. Mecz nie był zbyt emocjonujący, jednak każdy punkt zdobyty przez Carsona wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Wygrali szybkie 3:0 i po 30 minutach po zakończeniu zadzwonił Carson. Pogratulowałam mu, a on sam cieszył się jak małe dziecko. Nie mogliśmy długo gadać, bo Cars poszedł jeszcze rozdawać autografy, jednak ten dzień był bardzo szczęśliwy. Dzieci jak nigdy zasnęły w mig, tak działa na nich urok babci. A ja mając wolny czas zabrałam się za segregowanie zdjęć. Ostatnio kupiłam kilka albumów, ale za skarby nie miałam czasu ich ułożyć, więc wysypałam wszystkie zdjęcia i powkładałam do albumów. Mama dołączyła się do mnie, przynosząc butelkę czerwonego wina i w taki sposób zakończyliśmy ten spokojny dzień.

****************************************************************************

Przepraszam Was za tak krótki rozdział, ale naprawdę nie wiedziałam co mam w nim napisać. Na kolejne mam już pomysł, ale ten musiał po prostu taki być.
Mam nadzieję, że nie jest aż taki zły.
CZEKAM NA KOMENTARZE !!!
ZAPRASZAM NA http://secrets-of-mylife.blogspot.com/
Pozdrawiam ;**



niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 65

Cały wieczór nie mogłam usiedzieć w miejscu, byłam przerażona. Carson próbował mnie uspokoić, ale nic nie pomagało.
- Myślisz, że Matt już dojechał ?
- Spokojnie, powiedział, że jak dojedzie da znać.
- A jeżeli coś stanie się z dzieckiem ?
- Co Ty mówisz, nawet tak nie myśl, wszystko ułoży się dobrze.
Carson poszedł do lekarza kadry po jakieś leki uspokajające.
Po godzinie zadzwonił Matt i drżącym głosem powiedział:
- Cześć. Dojechałem.
- I jak ?
- Z dzieckiem dobrze, ale Ala się strasznie wykrwawiła i cały czas walczą o jej życie.
- Wszystko będzie dobrze, bądź silny. - powiedziałam ze łzami w oczach
- Jesteś teraz przy niej ?
- Nie, nie mogę. Ja tego nie wytrzymam. Musze kończyć, lekarz przyszedł zadzwonię później.

- I co ? - zapytał Carson
- Ala walczy o przeżycie, ale Matt jest w totalnej rozsypce. Muszę tam pojechać.
- Ale czym ?
- Zaraz sprawdzę jakiś samolot. Pojadę do Mateusza na kilka dni, mam nadzieję, że są w domu i pomogą mi z Maluchami.
- Dobra, masz jutro samolot o 5 rano.
- Zamów bilet.
- Ale uważaj na siebie i bądź spokojna.
Zadzwoniłam do Mateusza i na szczęście mi pomogą. Spakowałam walizkę, nie miałam wielu ciuchów, ale nie to było teraz najważniejsze. Pełna niepokoju czekałam na telefon od Matta.
Poszłam do łazienki wziąć prysznic, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Aga, Matt dzwoni.
- Odbierz i włącz na głośnomówiący.
Szybko wybiegłam z łazienki i podeszłam do telefonu.
- Co z Alą ?
- Lekarze zadecydowali, że musi urodzić.
- Co ? W 6 miesiącu ?
- Tak, inaczej dziecko nie przeżyje.
- Matko Boska, wszyscy trzymamy kciuki. Jutro o 5 rano mam samolot i lecę do Was do Warszawy.
- Ja się tak boję.
- Musisz się uspokoić, a gdzie jest Katy ?
- U naszej sąsiadki.
- Jutro jak przyjadę to ją wezmę. Trzymaj się, jesteś silny.
- Wiem, pa.

Usiadłam na łóżku i nie mogłam przestać się strząść. Carson mocno mnie przytulił.
- Nie możesz tego tak mocno przeżywać.
- Co Ty mówisz ? Czy Ty w ogóle wiesz co ja czuję ?  Tobie najwyraźniej to zwisa.- krzyknęłam na niego
- A co Ty myślisz, że dla mnie jest to obojętne ? Boli mnie to tak samo jak Ciebie. Matt jest moim najlepszym przyjacielem i nie wiesz co we wnętrzu się u mnie dzieje. Ale ja w przeciwieństwie od Ciebie wiem, że moja panika nic nie pomoże. Musimy być silni, bo nie od nas zależy to co się stanie.
- Carson przepraszam, masz rację, ale jestem taka zdenerwowana.
- Wiem, dlatego chcę Ci pomóc swoim spokojem.
Była już 3 w nocy i zadzwonił Matt.
- Aga, mamy syna.
- Słucham ?
- Mam syna, kolejne 48h zadecyduje czy przeżyje.
- A Ala ?
- Jeszcze na sali operacyjnej, ale lekarze są dobrej myśli.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. - mówiąc te słowa, kamień spadł mi z serca
- Dobra, zobaczymy się jutro, dzięki za wszystko.

- Połóż się teraz chociaż na tą godzinę. - powiedział Carson
- Nie dam rady.
- A tak poza tym to dostałem SMS, że mogę już wrócić do grania.
- Naprawdę?
- Tak.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Jak długo wiesz ?
- Od popołudnia, ale nie było czasu, abym Ci o tym powiedział.

Po krótkiej drzemce zamówiłam taksówkę, ubrałam Lenkę i Liama i byłam gotowa do wyjazdu.
- Zaniosę wasze bagaże.
Wszyscy razem pojechaliśmy na lotnisko. Carson pożegnał się z dziećmi, a później ze mną.
- Uważaj na siebie i od razu dzwoń jak dolecisz.
- Nie martw się, damy sobie radę prawda Maluchy ?
Na mój głos pojawił się uśmiech na ich twarzach, a lenka powiedziała po raz pierwszy "TATA"
- Słyszałeś ?
- To sobie idealną porę znalazła.
- Pa.
Wsiedliśmy do samolotu i po 30 minutach byłam na miejscu. Mateusz odebrał mnie z lotniska i prosto od nich z domu pojechałam do szpitala. Zadzwoniłam do Matta, na którym jest oddziale i poszłam.
- Cześć. - przytuliłam wykończonego Andersona
- Aga, nareszcie.
- Można już wejść do Ali ?
- Tak, ale jeszcze jest pod narkozą.
- A Mały ?
- Choć pokażę Ci Aleksa, musi być w inkubatorze.
- OOO Aleks, ale on jest malutki.
- Praktycznie jak moja dłoń.
- Widać, że jest silny, uda mu się, zobaczysz.
Po chwili do szpitala wszedł Mateusz z Katy.
- Zobacz jaką księżniczkę Ci jeszcze przyprowadziłam.
- Tatuuuuuś !!
Mała podbiegła do taty, a ten wziął ją wysoko, wysoko na ręce.
- Kochanie, jak ja Cię dawno nie widziałem.
- A co z mamusią ?
- Mamusia musi leżeć, później do niej pójdziemy. A chcesz zobaczyć swojego braciszka ?
- Kogo ?
- No tak, masz brata.
- Ale juuuż ?
- Chodź, pokażę Ci go.
- Ale mały, wiesz co tata, ja chciałam, żeby to była dziewczynka, ale go chyba bardziej będę kochała.
- Na pewno.
- Może pójdziemy coś zjeść, bo jak Ciebie znam to nic nie jadłeś. - zaproponowałam
- Tak tato, ja jestem strasznie głodna.
Poszliśmy wszyscy na parter i zjedliśmy ciepły posiłek. Mateusz poszedł z Katy zobaczyć do sklepiku z gazetami a ja mogłam porozmawiać z Mattem.
- Jak się teraz czujesz ?
- Już lepiej, ale nie wiem czy się podniosę. Ja sobie uświadomiłem, że mogę stracić najważniejsze osoby w moim życiu.
- Ale wszystko jest dobrze.
- Gdybym częściej bywał w domu i się zaopiekował Alą do niczego by nie doszło.
- Co Ty gadasz ? Nie możesz się obwiniać.
- Ale to prawda.
- Nie, to nie jest prawda.
- Byłeś po prostu w pracy. To mogło się stać nawet jakbyś był w domu.
- Przez ten dzień uświadomiłem sobie, że nic nie jest ważniejsze od nich na tym świecie i muszę poświęcić im teraz dużo czasu.
- Ale jak ?
- Nie podjąłem jeszcze decyzji, ale chyba zrobię sobie przerwę.
- W graniu ?
- Tak, muszę pobyć z rodziną.
- Pamiętaj, że nie masz się za co obwiniać.
*********************************************************************************

Rozdział pełen emocji. Ten dzień zostanie zapamiętany przez wszystkich.
Jak Wam się podoba ?
CZEKAM NA KOMENTARZE !!
Pozdrawiam ;**

Zapraszam na drugiego bloga ;)
http://secrets-of-mylife.blogspot.com/





niedziela, 12 października 2014

Rozdział 64

- Witaj kochanie.
- Cześć - powiedziałam zaspanym głosem.
- Jak się spało ?
- Z moimi największymi skarbami ? Cudownie. - odpowiedziałam i lekko musnęłam usta męża.
Wstałam wzięłam prysznic, założyłam na siebie coś wygodnego, a później ubrałam Lenę i Liama. Po chwili wszedł do nas Matt
- Carson musisz zejść na dół, trener na Ciebie czeka.
- Coś się stało ?
- Nie wiem, miałem tylko przekazać.
- Okey, to idę, będę za chwilę.
Carson wyszedł, a Matt usiadł na łóżku i zaczął łaskotać Maluchy.
- No opowiadaj chłopie co u Ciebie ?
- Dobrze - powiedział Matt, wdychając przy tym bardzo ciężko
- No nie udawaj. Mów co Ci jest.
- No właśnie, Ala jest zła i nie odbiera telefonów. Zaczyna mnie to powoli denerwować. Oboje zachowujemy się jak małe dzieci, które nie potrafią ze sobą rozmawiać.
- Ale o co poszło ?
- Sam nie wiem, teraz jej wszystko przeszkadza i kompletnie wszystko bierze na serio.
- Nie ma się co jej dziwić, kobiety w ciąży mają humorki, poza tym ona jest ciągle sama. Nie ma Ciebie przy niej i to jej najbardziej przeszkadza.
- Co ja mam zrobić, przecież to nie zależy ode mnie.
- Ja to wiem, ona też. Ale zrozum ma teraz taki czas, że jest jej bardzo ciężko.
- Chciałem wczoraj porozmawiać z Katy, ale nic z tego.
- Ona jest teraz w Warszawie ?
- A czemu nie przyjechała ?
- Nie mam pojęcia.
- Zadzwonię dzisiaj do niej i na spokojnie pogadam, ale też musisz wiedzieć, że ona potrzebuje twojego wsparcia.
- Ja też go potrzebuje. Wspieram ją najbardziej jak tylko mogę. Ale też jestem sam i tęsknię
- Ja Ci wierzę, zadzwonię do niej i zapytam co się dzieje.
- Nie mogę teraz do niej pojechać.
- Ona to wie, ale jest jej ciężko. Nie przejmuj się, wszystko się wyjaśni już dzisiaj, obiecuję Ci.
- Mam nadzieję, dzięki. Dobra lecę, bo zaraz Carson się skuma, że trener go nie wzywał.
- Hahaha, jesteście obaj siebie warci.
- To do zobaczenia wieczorem, jeszcze raz dzięki.
- A co jest wieczorem ?
- A ty nic nie wiesz ?
- A coś powinnam ?
- To w takim razie twój mąż Ci powie, ja spadam.
- Czekaj, no Matt powiedz mi.
- Paaaa- krzyczał już z korytarza.

Po dosłownie minucie przyszedł Carson bardzo zmieszany tą sytuacją, ale nie tłumaczyłam mu tego wszystkiego. Ale okazało się, że szybko musi jechać na badania, więc jak na razie ze spaceru nici.
- Przepraszam kochanie.
- Nie masz za co przepraszać, ja to rozumiem.
Carson poszedł na badania, a ja sama poszłam na spacer. Pochodziłam trochę po Krakowie i postanowiłam, że kupię kremówki. Kupiłam ich więcej, bo wiedziałam, że wpadnie pewnie kilku znajomych z drużyny.
Gdy wróciłam do pokoju na stole leżałam kartka: "Jestem na masażu"
Także położyłam dzieci spać, bo na spacerze to w głowie im były tylko figle, a sama położyłam się obok nich i zaczęłam czytać książkę. Po 1,5 godzinie wrócił bardzo uradowany Carson.
- Nie uwierzysz.
- W co ?
- Z nogą jest już dużo lepiej i w następnym meczu będę mógł już grać.
- Naprawdę ?
- Tak, tak. Nawet nie wiesz jak się cieszę.
- Mówiłam Ci, że jak będziesz wierzył to się uda.
- To idziemy na spacer ?
- Jakbyś nie zauważył, to dzieci śpią i byłam już z nimi sama.
- A do kiedy zostajesz ?
- Do jutra.
- To idealnie.
- Co Ty planujesz ?
 -Dowiesz się w swoim czasie. - Carson usiadł obok mnie, przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Nie wiem czy Ci to już mówiłam, ale bardzo Cię kocham.
- Chyba już kiedyś to słyszałem.
- Hahaha, jesteś niemożliwy.
- Idę zamówić obiad, co księżniczka by chciała ?
- Wybierz mi coś lekkiego.
- Tak jest, Wasza wysokość.
Z uśmiechem na ustach Carson wyszedł z pokoju, a ja wróciłam do książki.
Po zjedzonym obiedzie, poszłam na wystawę zdjęć mojej koleżanki z liceum. Dostałam zaproszenie już dawno, ale nie miałam czasu pojechać do Krakowa, a teraz jest idealny moment. Więc ubrałam bardziej wyjściowe ciuchy i poszłam.

Gdy wróciłam, w pokoju było zupełnie ciemno, Zdjęłam kurtkę i nagle zapaliły się świece, a po chwili zaczęła lecieć muzyka.
- O matko, Carson a to co ?
- Nasz wieczór.
- A gdzie masz dzieci ?
- Matt wisiał mi przysługę, więc z chęcią się nimi zajął.

Na środku pokoju był stół nakryty białym obrusem, dwie świece płatki róż
- Sam to wszystko zrobiłeś ?
- Nie wierzysz w moje możliwości ? 
- Wierzę, wierzę.
- Czy szanowna pani Clark zechciałaby usiąść ? - podając mi różę i całując w rękę, Carson wypowiada tę propozycję.
- Z wielką chęcią.
Z głośników poleciała nasza piosenka, a mianowicie I don't want to miss a thing
- OOOO, nasza piosenka.
- Nasza jedyna, ulubiona i na zawsze.
- Od kiedy Ty taki romantyczny ?
- Od kiedy poznałem Ciebie.
- Nie no Carson, bo się zarumienię.Wiesz ile lat się znamy ?
- 5 lat, 9 miesięcy i 18 dni
- Tylko mi nie mów, że sam to liczyłeś
- No nie, kalkulator internetowy.
- Dobra nie niszczmy tej chwili.
- Kocham jak się uśmiechasz.
- Jak mam takie powody przed sobą to aż nie idzie się nie uśmiechać.
- Zatańczymy ?
- Tutaj, teraz ?
- A kto nam zabroni ?
- Będzie tak samo jak 5 lat i 9 miesięcy temu ?
- Lepiej.
W wolnym rytmie piosenki zaczęliśmy tańczyć, to była niesamowicie magiczna chwila. Chciałam, żeby się nie skończyła. Nagle Carsona ręka powędrowała trochę niżej i wpadliśmy sobie w ramiona lądując na łóżku. Namiętne pocałunki nie miały końca. Nagle otworzyły się drzwi.
- Matt spieprzaj - krzyknął Carson, a ja szybko wstałam i zapięłam sukienkę
- Sorry, ale Ala jest w szpitalu i nie wiadomo co z dzieckiem.
- Co ? Co się stało ?
- Nie wiem, muszę do niej pojechać.
- Uspokój się przede wszystkim.
- Mogę pożyczyć twój samochód ? Musze do niej pojechać.
- Bierz, ale uważaj na siebie.
- Tak strasznie się boję - ze łzami w oczach próbował wymówić te słowa Matt
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Uważaj na drogę. My tu wszystko załatwimy. Daj znać jak się czegoś dowiesz.
Matt szybko wybiegł, a ja cała się trzęsłam z przerażenia. Carson poszedł do trenera wszystko powiedzieć, a ja poszłam po dzieci. Cały czas modliłam się, żeby nic się nie stało. To była przerażająca chwila.
**************************************************************************

Co się stało Ali ? Czy z Małym będzie wszystko dobrze ? Przed Mattem daleka podróż, ale wie, że nie może zostawić Ali samej.

Jak się podoba ? Trochę dreszczyku emocji ;)
Czekam na komentarze, każde i dobre i złe ! Pokażcie, że czytacie.

A poza tym zapraszam wszystkich na mojego drugiego bloga, gdzie pojawił się już pierwszy rozdział ;)

Pozdrawiam ;**





piątek, 10 października 2014

Info

Wszystkich zapraszam na mojego nowego bloga Secrets-of-my-life

A już jutro pojawi się kolejny rozdział o życiu Carsona i Agnieszki ;)

niedziela, 28 września 2014

Rozdział 63

Ku mojemu zaskoczeniu Maluchy pozwoliły mi trochę dłużej pospać i chyba pierwszy raz od miesiąca porządnie się wyspałam. Dzisiaj jest ostatni dzień, kiedy są u nas moi teściowie, więc mama zajęła się dziećmi, a ja wzięłam szybki prysznic, założyłam dres i poszłam po zakupy. W drodze powrotnej zadzwoniła moja szefowa z redakcji, która poinformowała mnie o pilnym spotkaniu dzisiaj o 12. Nie miałam wiele czasu, więc zjadłam śniadanie, przebrałam się i pojechałam samochodem do redakcji.




Okazało się, że nie jest tak kolorowo. Prezes poinformował mnie, że albo zostaję i pracuję normalnie, czyli przeprowadzam wywiady, chodzę do pracy itp., albo wylatuję. Nie mają tyle pieniędzy by płacić mi za pisanie samych artykułów, jeszcze nieregularnie. Przyznam, że bardzo przygnębiła mnie ta informacja. Miałam czas do końca tygodnia na decyzję, ale w głębi siebie wiedziałam, że będę bezrobotna, bo kto miałby się zająć dziećmi ? Wróciłam do domu, zrobiłam obiad i wszyscy usiedliśmy do stołu. Rodzice Carsa poszli z Liamem i Leną na spacer, a ja zostałam z Suttonem.
- Coś się stało ? - zapytał ?
- Nie, dlaczego pytasz ?
- Nie udawaj, przecież widzę. Rano byłaś jak skowronek, a teraz ?
- Kłopoty w pracy, ale nie gadajmy o tym.
- Jedziecie dzisiaj na mecz ?
- Raczej tak, bo jutro nie grają meczu, więc jest chwila aby spędzić razem czas. A o której macie samolot ?
- O 16.
- No to zapakujecie dzisiaj walizki i pojedziemy na lotnisko prosto z hotelu. Mam z Wami tak dobrze, jak ja sobie poradzę...
- Hahaha, bo ja ci tyle pomagam. Dasz radę.
- Wiesz sama obecność ludzi, z którymi możesz pogadać jest wsparciem.
Po godzince rodzice wrócili ze spaceru i zaczęli się pakować. Maluchy spały, więc ja poszłam szykować się na mecz. Ostatnio kupiłam na wyprzedaży szpilki, które wezmę na mecz. Zwykle nie chodzę w takich butach na mecze, ale te są wyjątkowe. Ubrałam do tego koszulkę męża i pojechaliśmy na mecz.



Mecz z Francuzami był bardzo zacięty, ale takiego wszyscy się spodziewali, jednak udało nam się wygrać 3:1. Po meczu Carson szybko podbiegł do nas. Ucałował dzieciaki i obiecał, że szybko wróci do hotelu. Po drodze do hotelu, dzieci zasnęły, a my wjechaliśmy do restauracji na kolację. Po posiłku dotarliśmy do hotelu. Położyłam Maluchy do łóżka, a sama włączyłam telewizor, gdzie grali Polacy, którzy w tych Mistrzostwach wygrywali mecz za meczem. Mecz skończył się 3:0, a Carsona jeszcze nie było. Zadzwoniłam do niego, jak długo jeszcze będzie się grzebał, ale odpowiedział, że za 10 minut będzie.
Po 15 minutach dzwoni telefon z pytaniem:
- Kochanie, w którym pokoju jesteś ?
- 144, czekam.
W oddali usłyszałam śmiechy, więc wiedziałam, że to już oni. Carson przyszedł z Mattem, który chciał się przywitać i pochwalić zdjęciem USG jego synka.
- Pokazuje to każdemu - skomentował Carson
- A co się dziwisz, szczęśliwy przecież jest.
- Dobra zakochańce, to ja już lecę i Wam nie przeszkadzam.
- Nareszcie.
- Oj kochanie.
Przytuliłam się mocno do Carsona i sprzedałam mu soczystego buziaka.
- A nasze Maluszki...
- Nie budź ich. Jutro się z nimi pobawisz.
- Co robiłaś dzisiaj.
- No właśnie, byłam w redakcji i jestem bezrobotna.
- To znaczy ?
- Zwolnią mnie.
- Ale dlaczego ?
- Nowy prezes nie zgadza się na taki układ i musiałabym pracować normalnie, a przecież mamy małe dzieci.
- No ale finansowo przecież sobie poradzimy, więc w czym problem.
- Kocham tę pracę i kocham pisać. Nawet jak nie miałam czasu to lubiłam usiąść przy laptopie i zredagować jakiś tekst.
- Kochanie nie przejmuj się tym. Na pewno coś sobie znajdziesz.
- Dobra nie rozmawiajmy o tym. Jak noga ?
- Z dnia na dzień coraz lepiej.
- A zagrasz jeszcze ?
- Mam nadzieję, że tak, choć to nie tylko ode mnie zależy.
- Pójdziemy jutro na spacer ?
- Oczywiście. Jak dobrze, że przyjechałaś.Tak mi Ciebie brakuje.
- Już mi tak nie słodź, bo się rozkleję.
- Po mistrzostwach jedziemy na obowiązkowe wakacje.
- Jestem jak najbardziej za.
- To Teneryfy, 10 dni, Matt, Ala, Ty i ja. Pasuje ?
- A co z dziećmi ?
- Wszystko ustalone. Babcia się zgodziła.
- Jak ja Cię kocham.
Carson położył się z dziećmi, a ja poszłam się wykąpać. Gdy wróciłam, cała trójka spała. Był to naprawdę uroczy widok. Nie chciałam Carsona budzić, bo widziałam jaki był zmęczony, więc położyłam się obok niego i poszłam spać.

**************************************************************************************************

Kolejny rozdział ;) I jak ?
Czekam na komentarze, to bardzo motywuje !!!! 
Pozdrawiam ;**

sobota, 20 września 2014

Rozdział 62

O 11 pojechałam z dziećmi na szczepienie, a po drodze wjechałam do cukierni po coś słodkiego. Podchodzi do mnie jakaś kobieta i zaczyna mnie przytulać. Ja zakłopotana, nie wiedząc kto to jest zapytałam się skąd się znamy.
- Tyle lat razem w klasie, tyle prześmianych godzin, i teoria, im starsza tym piękniejsza ?
- O matko, kobieto jak Ty się zmieniłaś. W ogóle co Ty tu robisz. Roksana jak ja Cię długo nie widziałam.
- Tylko kolor włosów, a wszystko zmienia ? Mam tutaj kurs policyjny i tydzień pobędę w Rzeszowie. Ale te twoje maluchy już duże. A co u Carsona ?
- Rosną, rosną. Carson trochę załamany, w związku z kontuzją. Ale opowiadaj mi o sobie, masz kogoś ?
- Hahaha, standardowe pytanie. No właśnie już nie mam.
- Już ?
- Niestety okazał się okropnym dupkiem i postanowiłam to zakończyć i teraz mam dość związków.
- I bardzo dobrze. Słuchaj jeszcze 3 dni są u nas rodzice Carsona, ale później wpadnij.
- No co ty, nie będę Wam przeszkadzać.
- Jak przeszkadzać, ja cały czas siedzę sama z dziećmi, bo Carson z reprezentacją. Wiesz co ja muszę już lecieć, bo spieszę się na szczepienie, ale zadzwoń do mnie, numer mam cały czas ten sam.
- Od tylu lat ?
- No wiesz, że ja nigdy nie zmieniam.
W przychodni, była ogromna kolejka, więc spędziłam tam ponad godzinę, co mnie bardzo zdenerwowało, bo nie miałam tyle czasu by tam siedzieć.
Po szczepieniu wróciłam zmęczona do domu, gdzie czekał na mnie pyszny obiadek.
- No Aga, nareszcie. Co tak długo ?
- Taka była wielka kolejka, ale jesteś kochana, że zrobiłaś obiad.
Włożyłam Maluchy do kojca, i zjadłam posiłek. Liam był dzisiaj bardzo marudny, więc chciałam położyć go spać, ale mama wyręczyła mnie w tym, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Usiadłam na kanapie wypiłam sok pomarańczowy i podziwiałam jak wujek Sutton bawi się z Lenką, która śmiała się od ucha do ucha. W między czasie wysłałam Carsonowi przecudne zdjęcie naszej córeczki.


  



W wiadomości zwrotnej dostałam takie zdjęcie





Dzisiaj postanowiłam, że nie pojadę na mecz. Liam nie jest wstanie wytrzymać tak długo, a nie chcę go zostawiać, także mecz obejrzę w telewizorni. Rodzice z Suttonem już pojechali i dzisiaj będą spali w hotelu, bo z Rzeszowa do Krakowa to 2h drogi i nie opłaca się im wracać i jutro znowu jechać.
Usłyszałam dzwonek telefonu i widząc to imię na ekranie, uśmiechnęłam się.
- Witam, najcudowniejszą osobę na świecie.
- Aga !!! Czy Ty o mnie już zapomniałaś ?
- Klaudia o Tobie nigdy. Po prostu przez tą całą kontuzję nie miała głowy do tego.
- No ale Miguel mówił, że rozmawiał z Carsonem i nie jest tak źle.
- Na szczęście. A co u mojej chrześniaczki ?
- Właśnie tatuś czyta jej bajkę.
- OOO, taki kochany Miguś. A tak w ogóle zgadnij kogo dzisiaj spotkałam w Rzeszowie.
- Andrzeja ?
- Nie, Andrzej przecież jest we Wrocławiu. Spotkałam Roxi, w ogóle jej nie poznałam
- A co ona robi w Rzeszowie ?
- Przyjechała na jakiś kurs i będzie cały tydzień. Może przyjedziesz i spotkamy się jak za dawnych czasów ?
- A kiedy ?
- No jeszcze trzy dni moi teściowie są u mnie, a później czekam na Was.
- To ja się umówię z Migim i wpadnę na dwa dni. Może być ?

- Perfekcyjnie. Tak sobie myślałam i Ala niedługo ma urodziny i fajnie by było zrobić jakąś niespodziankę.
- Mam już pewien pomysł, ale o tym pogadamy jak do Ciebie przyjadę. Jedziesz na mecz ?
- Nie, Liam ząbkuje i mam w domu ciągły płacz, więc wolę z nimi zostać w domu. 
- To powodzenia, muszę kończyć, bo małą kąpiemy. Ucałuj wszystkich.
- Ty też i do zobaczenia.

Po godzinie dostałam SMS:
- A gdzie moja żonka ?
A ja odpowiedziałam:
- Twoja żonka leży sobie na kanapie z naszymi dziećmi i pełna energii kibicuje reprezentacji USA.
- Mały płacze ?
- Teraz nie, ale one są za małe na tak długi mecz i jeszcze podróż, będziemy Was wspierać w domu.
- A rodzice zostają dzisiaj ?
- Tak, zamówiłam im pokój w hotelu, więc idź tam trochę do nich. 
- Pójdę, pójdę.
Zaczął się mecz z Bułgarią. Było ciężko już od początku. Amerykanie słabo sobie radzili z ich zagrywką, ale na szczęście doprowadzili cudem do tie-breaka, który też zaczął się fatalnie 8:2 dla Bułgarów. Wysłałam do Carsona SMS: " Boję się o ten mecz". A w odpowiedzi dostałam " Trust me baby, we'll win" Gdy to przeczytałam uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie chciało mi się wierzyć, że z takiego wyniku mogą jeszcze powalczyć, ale zaczęli odrabiać punkty, wtedy czerwoną kartkę dostał Sokolov i gra zaczęła się od nowa. Emocje sięgały zenitu, był to bardzo ważny mecz dla układu tabeli i na szczęście Amerykanie wygrali go 19:16. Radość była ogromna.
Od razu po meczu moja mama dzwoniła, podekscytowana, aż nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Na moim wyświetlaczu pokazuje się Carson, odbieram
- I co Ty na to ?
- Miałeś rację.
- Honey, I always have right.
- Good joke my sweety.
********************************************************************
Kochani, tym razem dłuższy. Jak się podoba ? Czekam na komentarze ? Nie wiem czy to ktoś po tej przerwie w ogóle czyta. Pokażcie, że jesteście ze mną ;)
Pozdrawiam ;** 
PS. Polacy do boju !!!

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 61

Cała hala w niepewności wszyscy siatkarze wokół Carsona. Koledzy z drużyny znieśli go z boiska i od razu pojechali do szpitala na badania. Carson został odprowadzany przy tłumie braw całej hali. Strasznie się denerwowałam, więc poprosiłam Mateusza, żeby zawiózł mnie do szpitala. Przez całą drogę byłam roztargniona, było mi cholernie przykro, bo wiedziałam ile te mistrzostwa dla niego znaczą. Po wstępnej diagnozie nie było dokładnie wiadomo co się stało, ale okazało się, że nie jest aż tak źle jak się wydawało. Carsona czeka mniej więcej przerwa 2 tygodni.
Po zabiegu szybko podbiegłam do Carsona i go przytuliłam.
- Nie martw się, zobaczysz jeszcze zagrasz.
- Aga, czy ty wierzysz w cuda ?
- Teraz najważniejsza jest twoja głowa, ty w to musisz wierzyć.
- A rodzice gdzie ?
- Jak wyjeżdżaliśmy byli jeszcze na hali, ale mama chciałaby się z Tobą spotkać.
- No to przyjedźcie do hotelu.
- Oni przyjadą, ale ja muszę jechać do dzieci.
- Ucałuj je ode mnie.
- Pa kochanie, trzymaj się. Zadzwoń od razu do mamy.


Wróciłam do domu pieszo, bo miałam kawałek a musiałam się przejść, natomiast Mateusz pojechał po moich teściów i zawiózł ich do hotelu. Carson będzie potrzebował teraz dużo wsparcia. W drodze do domu mnóstwo telefonów, wszyscy przerazili się kontuzją Carsona. Ala chciała nawet do mnie przyjechać, ale mam w domu tyle ludzi, że nie byłoby dla niej miejsca. Po dwóch godzinach wszyscy wrócili do domu i było tak późno, że wszyscy położyli się do łóżek. Ja jeszcze zadzwoniłam do Carsona na Skypie i na poprawę samopoczucia wysłałam mu kilka zdjęć Lenki i Liama. Do rozmowy dołączył się Matt, z którym Carson mieszkał na mistrzostwach i choć przez chwilę było zabawnie. Matt zdradził nam, że będą mieli synka, ale wojna o imię trwa. Ala jest taka szczęśliwa. Emocje opadły i wszyscy się uspokoiliśmy. Takie rzeczy się zdarzają i trzeba je przetrwać. Niestety musiałam skończyć rozmowę, bo Liamowi zaczynają rosnąć ząbki i jest jeden wielki ryk.
To była okropna noc, cały czas musiałam nosić Małego, a kiedy go  kładłam od razu płakał. Byłam wykończona i nad ranem zmieniła mnie mama Carsona, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Dzisiaj urodziny miała Monika, żona Mateusza i musiał jechać do Warszawy. Przekazałam dla niej prezent i kazałam ją bardzo mocno wycałować. Sama do niej zadzwoniłam, tak dawno się nie widziałyśmy, że to jest straszne. Po śniadaniu wszyscy razem poszliśmy na spacer i trochę pokazałam im Rzeszów. Dzisiaj reprezentacja ma dzień wolnego, więc Carson miał czas na wszystkie badania. Dzwonił, że fizjoterapeuci postawią go na nogi i jego występ w mistrzostwach jest realny. Słyszałam w jego głosie radość i od razu mi ulżyło. 
- Widzisz mówiłam, że się uda.
- Nasza wczorajsza wieczorna rozmowa dużo mi zmieniła w głowie.
- A widzisz, twoja żoncia jest najmądrzejsza.
- Hahaha, będziesz jutro na meczu ?
- Myślę, że tak.
- A weźmiesz dzieci ?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Liam ciągle płacze przez ząbkowanie.
- Biedaczek mały.
- Monika ma dzisiaj urodziny, pamiętaj żeby do niej zadzwonić.
- Już to zrobiłem. Z pamięcią problemów nie mam kochanie. A jak sobie radzisz z moją cudowną rodzinką ?
- Przynajmniej jest wesoło, choć wczoraj to wszyscy mieli grobowe miny.
- Zobaczysz już dzisiaj będzie lepiej.
- Mam nadzieję.

*******************************************************************
Po dłuuugiej przerwie rozdział !! Wczoraj byłam na meczu USA i gdy zobaczyłam Carsona postanowiłam pisać częściej ;) Tym razem krótszy, ale obiecuję, że kolejny będzie dłuższy ;)

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 59

Okazało się, że kadra USA przyjeżdża tydzień wcześniej do Polski, by dłużej potrenować na tutejszych halach. A co się z tym wiąże, Carson nie musiał wracać do Stanów, tylko mógł dołączyć do nich w Polsce. Oczywiście Carson co drugi dzień chodził na siłownię by nie stracić formy, także tego czasu za dużo nie mieliśmy, ale każda chwila spędzona razem w czwórkę się liczy. Maluchy nie odstępują tatusia nawet na krok. Czas wolny minął nam bardzo szybko. Wakacje, a z czym idzie piękna pogoda się skończyły. Rozpoczęły się mistrzostwa i wielkie święto w naszym kraju. Siatkarze USA pierwszą fazę grupową rozgrywali w Krakowie, więc nie było to daleko. Ja jednak jako fanka pojechałam razem z Mateuszem i całą naszą ekipą na Narodowy oglądać Polaków. To było coś niesamowitego. Ponad 60 tysięcy ludzi kibicujących naszym Orłom poprowadzili ich do zwycięstwa. Takiej fety się nie spodziewałam. Nie można tego opisać słowami. Następnego dnia swój pierwszy  mecz rozgrywali Amerykanie, więc wróciłam do domu, a następnie do Krakowa. Byłam z Matim i całą rodziną Carsona, którzy przyjechali na czas mistrzostw, więc maluchy pojechały z nami. Wiem jak długo Carson czekał na tę imprezę i jak te mistrzostwa są dla niego ważne, więc chciałam przeżywać to razem z nim. Grali akurat z Włochami, którzy niestety pokazali kto jest górą i w trzech setach pokonali Amerykanów. Byłam załamana, bo chyba każdy chce dobrze zacząć te mistrzostwa. Po meczu Carson do nas podszedł i przywitał się z rodzicami:
- No brachu, to się popisaliście – powiedział Sutton
- Nic mi lepiej nie mów – odpowiedział Cars
- Jutro będzie lepiej – pocieszyłam męża
- Przyjdziecie później do hotelu ? Pogadamy trochę ?
- Okey.
Carson wziął na chwilę dzieci i pokulał z nimi piłką, ale potem szybko poszedł do szatni i udał się do hotelu. 

Dzieci zasnęły w drodze do hotelu, więc nie chciałam ich męczyć i wróciłam z nimi do Rzeszowa, a reszta wróci z Mateuszem. Późnym wieczorem zadzwoniłam do Carsona i na spokojnie sobie pogadaliśmy.
Następnego dnia znowu był mecz, tym razem z Bułgarami, więc wszyscy ubraliśmy barwy narodowe, ja włożyłam koszulkę Carsona, pomalowałam paznokcie we wzór flagi USA i pojechaliśmy na kolejny mecz, tym razem dzieci zostały z nianią. To był naprawdę zacięty mecz. Obie drużyny miały chwile genialnej gry, a za kilka akcji popełniały banalne błędy. Jest tie-break, stan 13:13. Obie ekipy grają punkt za punkt. Prowadzimy 14:13. Wybraniamy atak Bułgarów, Carson dostaje piłkę, wyskakuje, kończy atak, wielka radość na sali, a on upada i zwija się z bólu. Przerażenie w moich oczach było okropne, widok cierpiącego męża, trzymającego się za kostkę mroził krew w moich żyłach. Fizjoterapeuci szybko do niego podbiegli i razem z zawodnikami przenieśli go na bok. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Czy to coś poważnego, wyglądało okropnie. Czy to koniec mistrzostw dla niego ? A może koniec kariery ?
 ***********************************************************************
Trochę krótki, ale takie też muszą być. Spieszyłam się, więc wybaczcie ;)
Czekam na komentarze !!
Pozdrawiam ;**


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 58

U rodziców spędziliśmy jeszcze dwa dni, a później pojechaliśmy do Bydgoszczy na wesele. Dzieci zostały z moimi rodzicami, więc nie musieliśmy się niczym martwić. Miałam na sobie długą czarno-białą suknię, która zakrywała mój stabilizator. Ślub odbył się w małym kościółku pod Bydgoszczą i było pięknie. Przypomniał mi się wtedy nasz ślub i ta cała nerwówka przed, ale na szczęście po wszystkim było wspaniale. Agata miała nieziemską suknię z długim trenem. Wyglądała niesamowicie. Byli tacy szczęśliwi, aż miło było na nich patrzeć. Po ceremonii wszyscy składali młodej parze życzenia, a później przenieśliśmy się do restauracji. Pierwszy taniec był genialny. Klasyczność połączona z nowoczesnością, z hip-hopem, czyli z tym co lubi Marcin. Wszystko wyglądało rewelacyjnie. Jako, że nie mogłam szaleć na parkiecie siedziałam sobie w bardzo miłym towarzystwie starych znajomych z bydgoskiej drużyny. Tak długo się nie widzieliśmy.
- Chodź tu do mnie ty moja kaleko kochana – powiedział Carson, porywając mnie na parkiet, bo akurat puścili wolny kawałek
- Hahaha, to teraz tak mnie będziesz nazywał ?
- Słyszysz co leci ?
- Puściłeś to na naszej pierwszej randce.
- Już wtedy byłaś moja.
- Byłeś tego taki pewien ?
- A tak nie było ?
- Nie wiem czy mogę dać Ci tę satysfakcję.
- Oj, kochanie, kochanie.
Wesele trwało do samego rana i pomimo tego, że nie tańczyłam za dużo to starałam się dobrze bawić, by nie robić innym przykrości. Carson jak to Carson ze swoimi starymi kumplami trochę się upił, więc jak małe dziecko musiałam zaprowadzić do hotelowego pokoju, gdzie razu zasnął.
Rano zadzwoniłam do mamy co u dzieci, a później cały kolejny dzień spędziliśmy z młodą parą i gośćmi. Wieczorem wróciliśmy do domu, opowiedzieliśmy wszystko i poszliśmy spać, by było już naprawdę późno. O szóstej rano wstaliśmy i godzinę później wyjechaliśmy do Rzeszowa. Podziękowałam mamie za wszystko i się pożegnaliśmy. W czasie drogi dostałam MMS od Mateusza o treśći : 
Pianistka"

  Zdjęcie wywołało wielki uśmiech na naszych twarzach. Podróż była okropna, mnóstwo korków, ale na szczęście po 8 godzinach byliśmy na miejscu. Marzyłam w tamtej chwili tylko o prysznicu, więc szybko poszłam i się orzeźwiłam. Później rozpakowałam walizki i poszliśmy do restauracji na obiad. O 8 wieczorem byłam umówiona na rehabilitację, po drodze wskoczyłam jeszcze przywitać się do Iwonki. Rehabilitacja będzie trwała przez dwa tygodnie co drugi dzień, więc trochę tego będzie.
Po zajęciach byłam jeszcze bardziej zmęczona, wróciłam, zaparkowałam auto i udałam się do mieszkania. Weszłam a w domu cicho i ciemno. Pomyślałam sobie, że może Carson poszedł spać, ale o 21.30… Wtem zapaliła się świeca i później kolejna i kolejna.
- Kochanie a co to ma być ?
- Ostatnio nie mieliśmy dla siebie czasu, więc pomyślałem, że jest to idealny moment.
- Jesteś kochany. Ale gdybyśmy nie byli małżeństwem pomyślałabym, że chcesz mi się oświadczyć.
- Mógłbym to zrobić i jeszcze raz, ale mam dla Ciebie mały drobiazg. Daj rękę
Założył mi na nadgarstek bransoletkę z jego i dziećmi imionami.
- Jest piękna, dziękuję. Kupiłeś ją w Rzeszowie ?
- Nie, w Stanach kupiłem i trochę ją trzymałem.

- Jak dobrze, że tu jesteś. 
Postanowiliśmy puścić sobie nasz film ze ślubu i było przy tym mnóstwo radości. W pewnym momencie aż się popłakałam. To był tak idealny dzień...
*********************************************************************
Przepraszam, że taki krótki, ale nie mam weny. 
Czekam na komentarze, bo to bardzo motywuje !!
Pozdrawiam ;**
PS. Zapraszam na bloga mojej przyjaciółki ;) http://volley-life.blogspot.com/
20000 wyświetleń !! DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ 
Mogłabym tak dziękować cały dzień, jesteście niesamowici i nie wiem jak wytrzymujecie z moimi wypocinami, ale jesteście wielcy. Mam jednak nadzieję, że to dopiero początek i zostaniecie ze mną kto wie może uda nam się dobić do 30 tyś...

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 57

Po praktycznie całej nieprzespanej nocy wyglądałam jak trup. Okropnie byłam przygnębiona. Rano zadzwoniłam do mamy.
- Cześć mamuś.
- Cześć kochanie. Co u Maluchów?
- Dobrze, a jak Ty się czujesz ?
- Byłam na to przygotowana, ale boli bardziej niż myślałam.
- A kiedy pogrzeb ?
- Za 4 dni. Carson już będzie ?
- Miał przyjechać za 6, ale zadzwonię do niego i mam nadzieje, że przyleci.
- A ty jak przyjedziesz ?
- Uzgodniłam z Mateuszem, ze najpierw zawodzie Monikę i Wiki, a później przyjedzie po mnie.
- Trochę się najeździ, ale nie ma innego wyjścia.
- Przyjedziemy dopiero dzień wcześniej, bo muszę iść do lekarza i zapytam się czy jest możliwość zdjęcia gipsu. Trzymajcie się.
- Wy też, pa.
Po rozmowie z mama chciałam zadzwonić do Carsona, ale uświadomiłam sobie, że u niego jest noc i nie chciałam mu robić problemów.
Mateusz został z Lenka i Liamem, a ja zamówiłam taksówkę i pojechałam do szpitala. Na szczęście lekarz zgodził się na zdjęcie gipsu, ale będę musiała chodzić w stabilizatorze. Była to dla mnie wielka ulga, bo mogłam swobodnie chodzić, ale o butach na obcasie mogę zapomnieć na długo. Przez ten cały szum zapomniałam o ślubie Agaty i Marcina, nie mamy nawet prezentu. Na początku chciałam zrezygnować, ale potem uświadomiłam sobie, że Carson jest świadkiem i nie będę im niszczyła tak pięknego dnia. Wróciłam do domu, podziękowałam za wszystko Mateuszowi i pojechał. Usiadłam na dywanie, Liam szybko do mnie przypełzał a za nim Lenka. Przytuliłam ich mocno i było mi trochę lepiej patrząc na ich uśmiechy. Wieczorem zadzwoniłam do Carsona i uzgodniliśmy, że przy leci prosto do Bydgoszczy i stamtąd Mateusz po niego pojedzie w dzień pogrzebu, bo inaczej nie było biletów na samolot.
W środę wszystko miałam zapakowane, Mateusz przyjechał i pojechaliśmy do rodziców. Były straszne korki i nasza podróż ciągnęła się wieczność.
W końcu dotarliśmy do celu. Od razu jak przyjechaliśmy wpadłam w ramiona mamy. Później wypakowałam walizki i przywitałam się z reszta rodziny. Wiki bawiła się Maluchami, a ja mogłam spokojnie porozmawiać z rodzicami. Wieczorem przyjechały siostry mojej mamy z rodzinami, wiec ludzi w domu byli mnóstwo. Ciocia Marysia nie widziała jeszcze moich dzieci, wiec cały wieczór nie miałam ich na rękach.
- Aguś, a gdzie twój mąż ? - zapytania ciocia
- Jutro będzie, leci ze Stanów, bo jest z reprezentacja na zgrupowaniu.
- To pewnie będzie zmęczony.
- Poradzi sobie.
Było już późno, wiec położyłam dzieci spać i sama przy tym zasnęłam. Po tej całej podróży byłam naprawdę padnięta.

O 6 rano Mateusz wyjechali po Carsona i po 3h byli z powrotem.
- Carson ! Nareszcie jesteś. - z całej silny przytuliłam ukochanego
- Kochanie, już jestem.
Przez chwile nie mogliśmy się od siebie oderwać, tak mi tego brakowało.
- Gdzie dzieci ?
- W domu jest tyle ludzi, że wszyscy się nimi zajmują, ale pewnie są w salonie.
- Dobra, idę się przywitać, wziąć szybki prysznic i przebrać. A jak noga ? Widzę, że nie masz gipsu.
-No tak, ale jeszcze 2 tygodnie stabilizatora i rehabilitacja.
- Jesteś dzielna.
- Kocham Cię.
- Chodź tu do mnie słońce.
Carson poszedł się przebrać, a ja przekazałam kilka informacji naszej sąsiadce, która zajmie się Maluchami na czas pogrzebu. Wszyscy byli na czarno ubrani a w domu panowała ponura atmosfera, wyszliśmy wszyscy razem i poszliśmy do kościoła. Z wielka trudnością powstrzymywałam się od płaczu, ale ksiądz tak ładnie mówił o babci, że nie mogłam się powstrzymać. Po mszy poszliśmy na cmentarz gdzie dalej odbywała się ceremonia. Przez cały czas płakałam, Carson przytulił mnie do siebie, ale to nie pomagało. Wszyscy pogrążeni w żałobie. Na pogrzeb przyszło mnóstwo ludzi, babcia była nauczycielką i wszyscy ją znali. Następnie udaliśmy się na poczęstunek gdzie cała rozpacz troszeczkę minęła.
- Kochanie pójdziesz do domu po dzieci ? Nie chce tak długo wykorzystywać pani Oli.
- Już idę.
Gdy wszyscy siedzieli przy stole Carson wszedł z Maluchami i widziałam, że zrobili na wielu ogromne wrażenie. Większość tamtejszych ludzi widziało go po raz pierwszy, a jego wzrost nie jest codziennie spotykany. Co rusz musiałam przedstawiać mojego męża i nasze pociechy, o których sporo osób nie wiedziało.
- Carson przejdziemy się w czwórkę ?
- Wezmę marynarkę i już możemy iść.
- W sobotę jedziemy na ślub, pamiętasz ?
- Tak, tylko nie wiedziałem czy w końcu pójdziemy ?
- Pójdziemy, jesteś świadkiem i musimy.
- A co z prezentem, tutaj raczej nic nie kupimy.
- Przepraszam, że Ci nic nie mówiłam, ale wykupiłam im wakacje w Grecji na tydzień, wiem, ze Agata bardzo chciała, a sami pewnie sobie nie kupią.
- Kochanie ty myślisz o wszystkim.
- A jesteś bardzo zmęczony ?
- No teraz trenujemy bardzo ciężko i już czekam tylko na mistrzostwa.
- Będzie dobrze, a teraz kiedy wracasz ?
- W środę muszę lecieć i wrócę dopiero na Mistrzostwa.
- Czyli we wrześniu ?
- Tak. Odpowiedź mi co u dzieci ? Tak się zmieniony od ostatniego razu, strasznie urosły.
- No jak ci już wysłałam filmik cały czas powtarzają tata i baba. Raczkują już sprawnie i czuję, ze Lena zacznie niedługo chodzić, bo już przechodzi obok szafek. No i standardowo wszystko biorą do buzi. Ostatnio mieli ogromny napad śmiechu i śmiali się ze wszystkiego.
- Tak dużo mnie omija w ich życiu.
- Jestem szczęściarą, że Was mam. I dziękuje Ci, że przyjechałeś. Przecież praktycznie nie znałeś tej kobiety.
- Ale wiem jak ważna dla ciebie była i nie mogłem Cię samej zostawić.
Wróciliśmy do domu i chciałam przygotować kąpiel dla Lenki i Liama, ale Carson powiedział, ze mnie w tym wyręczy i sam położy ich spać. Później zeszliśmy na dół i wszyscy wspominaliśmy miłe chwile z babcią. 
*****************************************************************************
Jak obiecałam, tak jest. Kolejny rozdział. Trudny okres w życiu Agnieszki, ale powoli wszystko zaczyna się układać, przynajmniej ona tak myśli... 
CZEKAM NA KOMENTARZE !!
Pozdrawiam ;**

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 56

Dni mijały bardzo ciężko. Noga cały czas bolała, a Maluchy mi w tym nie pomagały, teraz jestich wszędzie pełno. W niektórych momentach nie daje sobie rady. Chodzę o kulach, więc wyprowadzenie ogromnego wózka z mieszkania jest dla mnie niemożliwe. Na szczęście przez 2 dni była u nas opiekunka i trochę mi pomogła. 
Dzisiaj przy śniadaniu pomyślałam, że mama mogłaby do nas przyjechać, bo prawdę mówiąc długo się nie widziałyśmy, przez to cale zamieszanie nie miałam nawet czasu do niej zadzwonić. Także wykręciłam numer do mamy i zadzwoniłam:
- Cześć mamuś, co u Was ?
- Cześć rybka. U nas ciężko, babcia jest bardzo chora. A coś się stało, że dzwonisz ?
- Dawno już nie rozmawiałyśmy, tak wiec zerwałam więzadło w stawie skokowym, mam gips i ciężko mi samej z dziećmi.
- Biedactwo moje, a czemu mi o tym od razu nie powiedziałaś ?
- Przepraszam, ale nie miałam do tego głowy.
- Córcia chciałabym przyjechać, ale nie zostawię babci samej.
- Ale to coś poważnego ?
- Juz od dluzszego czasu jest oslabiona, tylko leży i myślę, ze to może być juz koniec.
- Slucham ? Jak to ? Przecież jak ostatnio bylam to babcia spokojnie chodzila.
- Od dwóch tygodni jej stan z dnia na dzień się pogarsza.
- Dlaczego ja się dowiaduje o tym dopiero teraz ?
- Kochanie nie chcialam Cie martwić, masz teraz dużo na glowie.
- Mamus Liam sie obudzil, muszę kończyć, ucaluj tate i powiedz babci, ze jeszcze do niej przyjadę.
- Trzymaj się kochanie. Ucaluj moje wnuki.
- Kocha, Was, pa.

Ta wiadomość jeszcze bardziej mnie dobila i pogorszyla moje samopoczucie. Kiedyś by lam bardzo zzyta z babcia i nie wyobrazam sobie, ze mogloby jej zabraknąć. Za 6 dni wraca Carson i mam nadzieje, ze jeszcze przed weselem Marcina i Agaty uda nam się wjechać do domu. 
Po obiedzie zadzwonilam do Carsona i mu wszystko opowiedzialam.
- Cześć.
- Cześć Carson.
- Co się stalo ? Jesteś taka przygnebiona.
- Mam juz wszystkiego dosyć, nie mam juz sily.
- Ale co się takiego stalo.
- Wszystko po prostu, noga, gips, te cholerne schody, to ze jestem sama, a na dodatek z babcia jest bardzo źle.
- Ale co jej jest ?
- Carson ja się boje, ze ona umrze. - momentalnie polecialy mi lzy
- Kochanie nie palacz, na pewno tak nie będzie i dasz rade.
- Gdyby nie Maluchy to nie wiem czy dalabym rade to wszystko udźwignąć.
- Chcialbym cie teraz przytulic, ale wiesz, ze nie mogę przyleciec. Ale zobaczysz te 6 dni minie bardzo szybko. A teraz muszę kończyć, bo mamy trening, zadzwonie wieczorem, trzymaj się. Ucaluj nasze szkraby.
- Pa.

Po kilku minutach uslyszalam dzwonek do drzwi, a w nich stal Mateusz.
- Czesc braciszku.
- Część Aga. Witam twoje piękne szkraby.
-  Mama Cie tutaj wyslala ?Zostaniesz na noc ?
- Wcale nie, ja sie po prostu o Ciebie martwie, a ze jest późno, to zadzwonie do Moniki i powiem, ze przy jadę jutro. 
- A jak ona się czuje ? Kiedy ma termin ?
- Dobrze, za miesiąc ma rodzic.
- To pewnie przygotowania pelna para. A wybraliscie juz imię ?
 - Prawdopodobnie Antosia, ale jeszcze to się może zmienić.
- Oo. Mama zawsze chciala, żeby jej wnuczka się nazywala Tosia.
- Slyszalas o babci ?
- Tak, byle u niej ?
- Przedwczoraj pojechalem do rodziców i jest naprawdę źle. Nigdy jej w takim stanie. 
- Nie chce mi się robić nic na kolacje, pojdziemy do knajpy za rogiem ?
- Jak za dawnych lat, nie ma sprawy.
Po drodze poszlismy jeszcze na spacer do parku i wrocilismy do domu. Zostawilam telefon w domu i gdy spojrzalam na ekran, zobaczylam 4 nieodebrane polaczenia od mamy. Szybko do niej oddzwonilam i okazali się, ze babcia umarla.
Leży poplynely mi po policzku, nie wierzylam, ze to naprawdę się stalo. Nawet nie zdazylam się z nią pożegnać. Wtulilam się w Mateusza i nie przestawalam plakac. To byli dla mnie koszmar. Jak dobrze się stali, ze Mati dzisiaj przyjechal. 
- Dobra trzeba wziąć się w garsc. Wszystkimi to wstrzasnelo, ale musimy z tym żyć. - powiedzial Mateusz - ja poloze spać Lenę i Liama, a ty idź się poloz.
Podziekowalam Mateuszowi i zadzwonilam do Carsona.
- Dlaczego masz tak zaplakane oczy ?
- Babcia umarla - znowu wybuch lam placzem
- Przykro mi, nie wiem co mam powiedzieć. 
- Przyjedz.
- Wierz mi, chcialbym. Wyobraź sobie, ze jestem tam z Toba. A gdzie dzieci ? Śpią ?
- Mateusz je wlasnie usypia.
- No to bardzo dobrze, ze z Toba jest. 
Rozmawialiśmy jeszcze dlugo, a potem usiadlam z Matim w salonie i do samego rana pocieszalismy się i wspominalismy dawne chwile... To byli okropny dzień...

******************************************************************************
Wróciłam !!! Przepraszam za taką długą przerwę, ale nie miałam internetu. Kolejny rozdział juz jest gotowy, więc niedługo się pojawi. 
Tęskniłam za Wami ;) Komentujcie ;)
Pozdrawiam ;**
PS. Przepraszam za błędy i brak (ś,ł), ale pisałam go na telefonie ;)