Nadszedł dzień
wyjazdu. Wszyscy byli podekscytowani. A ja to podwójnie.
Dni w Rzeszowie
minęły nam przyjemnie. Odwiedziłyśmy Dawida Konarskiego, który w zeszłym
sezonie grał w Bydgoszczy. Fajnie było znowu poczuć się jak dawniej.
Nadszedł dzień
meczu. Podpromie pękało w szwach. Emocji co nie miara. Pierwszy set po zaciętej
walce niestety dla gospodarzy, ale już w następnym się odrodziliśmy i dość pewnie wygraliśmy. Stan rywalizacji 1:1. Resovia pokonuje nas w kolejnej
partii. Transfer się nie poddaje i jest 2:2. A więc o mistrzostwie zadecyduje
tie-break.
Mecz stał na
niesamowicie wysokim poziomie, ale niestety Resovia okazała się lepsza i to oni
cieszą się ze złotymi medalami na szyjach.
Jak widziałam miny siatkarzy z Bydgoszczy i oczy Carsona to ledwo
powstrzymywałam się od płaczu. Niestety taki jest sport, było bardzo blisko i
to chyba najbardziej boli. Carson do mnie podszedł:
- Kochanie, było
dobrze. Zabrakło naprawdę niewiele. Jesteś i tak najlepszy. Nie przejmuj się.
- Dzięki, że tu jesteś.
Po nieudanym
pojedynku wróciliśmy do Bydgoszczy i czekała nas impreza zakończenia sezonu.
Było niesamowicie. Nawet bez alkoholu można się świetnie bawić, bo w moim
stanie to przecież niedozwolone. Pomimo tej porażki wszyscy mieli dobre humory,
bo wicemistrzostwo to i tak duży sukces. Siatkarze popisywali się swoimi
umiejętnościami wokalnymi, a później do rana parkiet był zajęty przez tych
naszych ukochanych wielkoludów.
Do wesela został
ponad tydzień i jestem strasznie zestresowana. Wszystkim się ogromnie przejmuję.
Nadszedł dzień
wieczoru panieńskiego i kawalerskiego. Powiem tak było świetnie. Wszyscy się
dobrze bawili, więc musiało być idealnie.
Nadszedł ten dzień,
na który każda dziewczyna w życiu czeka. Dzisiaj wyjdę za mężczyznę, którego kocham
nad życie. Od samego rana przygotowania fryzjer, make up. Ślub odbędzie się w
nieziemskim ogrodzie niedaleko plaży. Wszystko było idealnie poustawiane i było
perfekcyjne. Nie miałam, żadnych wątpliwości, że to najlepszy dzień w moim
życiu, choć denerwowałam się niesamowicie. Wszystko już gotowe. Słyszę marsz
weselny Mendelsona i razem z tatą wychodzę. Wszyscy wpatrzeni we mnie jak w
obrazek, a ja ze łzami w oczach, ze ściśniętym gardłem idę do mojego
ukochanego. Naszymi świadkami byli Klaudia i Matt. Stanęłam obok Carsona.
Wyglądał niesamowicie. Piękny czarny garnitur, ułożone włosy, wyglądał idealnie. Jeszcze raz od nowa się w nim zakochałam.
-Wyglądasz
nieziemsko – wyszeptał pan młody
Uśmiechnęłam się do
niego i rozpoczęła się ceremonia.
Po części
uroczystej przyszedł czas na życzenia. Wszyscy stali w długiej kolejce by
pogratulować nam i życzyć szczęścia na nowej drodze życia. Gdy podeszła do mnie
mama nie wytrzymałam i obie zaczęłyśmy płakać ze szczęścia.
No i w końcu czas na wesele. Wszyscy przenieśli
się do restauracji, która miała przepiękny widok na morze. Idealne miejsce na
ślub. Po wejściu wszyscy wypili kieliszek szampana i zaczęli krzyczeć „ gorzko,
gorzko, gorzko”. Carson zdezorientowany nie widział co ma robić, więc przejęłam
inicjatywę i wpiłam się w jego usta. Wszyscy nagrodzili nas brawami i śmiechem.
Cars nie znał tego zwyczaju, więc nie ma co się mu dziwić.
- Czyli od teraz
jesteś panią Clark.
- Tak kochanie.
Czekałam na to całe życie i nareszcie jestem.
Po głównym daniu
razem z Carsem wstaliśmy.
-Chcielibyśmy Wam
coś ogłosić – powiedziałam
- Dziękujemy
wszystkim za prezenty i za to, że tu przyszliście. To jest dla nas naprawdę
ważne, ale mamy dla Was wszystkich niespodziankę, bo już niedługo, to znaczy
jeszcze trochę, ale nasza rodzina się powiększy, bo Agnieszka jest w ciąży.
Drugi miesiąc, no i będziemy rodzicami.
Cała sala wstała i zaczęła klaskać. Crason jeszcze raz wszystko
powtórzył tylko dla anglojęzycznej części rodziny po angielsku. No i znowu
wszyscy zaczęli nam gratulować. Moja mama, jak i mama Carsa były zalane łzami.
To było coś niesamowitego, wszyscy byli tacy szczęśliwi.
Nadszedł czas na wspólne zdjęcia. Wypadało zrobić sobie fotkę z
każdym, więc staliśmy tak z godzinę i tylko pozowaliśmy do zdjęć.
- Już wiem jak się teraz kochanie czujesz – szepnęłam do Carsa
- Sława to przyjemna rzecz !
Razem wybuchliśmy śmiechem.
Wesele trwało do rana. Wytańczyłam się za wszystkie czasy. Oczywiście
najdłużej bawili się siatkarze, którzy przygotowali dla nas przedstawienie,
które dotyczyło nas wszystkich. Śmiechu było co nie miara. Marcin Waliński
wcielił się we mnie i powiem Wam, że świetnie mu wychodziło naśladowanie
mojej osoby.
************************************************************************
Kolejny rozdział ;) Już po ślubie, nareszcie !!
Czekam na Wasze komentarze !!
Pozdrawiam ;**
z niecierpliwością czekam na kolejny :)) trafiłam na twój blog wczoraj i wszystko przeczytane! :> jest po prostu GENIALNY <3
OdpowiedzUsuńBardzo cieszę, że Ci się podoba ;)
Usuń